Teraz jest Pt, 19 kwi 2024, 15:07



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 12 ] 
TDWT-Ezekiel 
Autor Wiadomość
Forumowy Artysta
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn, 15 lut 2010, 19:53
Posty: 1778
Lokalizacja: Druga strona lustra
Naklejki: 6
Post TDWT-Ezekiel
Witam-W moim opowiadaniu. jest już jedno o TDWT. Ale ja chcę wam napisać historie Ezekiela.Z totalnej porażki w trasie. Był on wyrzucony z samolotu(przegrał)Ale ku wysiłkowi udało mu się przytrzymać skrzydła samolotu.Nad tym opowiadaniem pracował miesiąc.Mam nadzieje że wam się spodoba:
- Nigdzie się nie wybieram! To będzie moja gra, nie? MOJA!!!
Ezekiel wisiał tysiące metrów nad ziemią, trzymając się kurczowo tylnego skrzydła samolotu. Każde jego słowo nikło w ogłuszającym ryku silnika i turkocie śmigieł zdezelowanej maszyny. Tuż za nim niczym chorągiewka na wietrze powiewał pękaty spadochron, zaczepiony jednym z pasków o jego nogi. Chłopak wciąż krzyczał, nie zważając na to, że i tak nikt go nie słyszy. Po poprzednim wyrzuceniu z programu nie liczył też na żadną pomoc. Można powiedzieć, że miał już doświadczenie w temacie wypadania z samolotu.
Gdzieś daleko przed nim niewielka czarna postać rozpoczęła swój pionowy lot ku spotkaniu z ziemią. Wymijając ją szybko, Ezekiel nie mógł zobaczyć ani jak otwarła swój spadochron ani miejsca jej przyszłego lądowania.
Widocznie wywalili także tego frajera Duncana.
„Dobrze mu tak - poddał się, nie zasłużył na wygraną.” pomyślał. Gdyby sam nie był na tyle lekki by nagły podmuch wiatru dał radę pchnąć go bardziej w bok niż w dół, z pewnością skończyłby dokładnie tak jak on. Jedyne, co mógłby wówczas zrobić to użyć spadochronu od Chrisa i modlić się by ten zadziałał. Jednak Zeke nie zamierzał nie wykorzystać nadarzającej się okazji. Choć pęd powietrza sprawiał, że przed oczami miał tylko migające smugi, a paznokcie zaciśnięte na czubku skrzydła zaczynały pękać, potęgując potworny ból palców, wciąż nie miał zamiaru puścić.
- Nie poddam się! – wrzeszczał. – Nie poddam!!!
Te słowa stanowiły wyraz jego wewnętrznej determinacji, tej która kazała mu znosić wszystkie dotychczasowe upokorzenia, byle tylko zapracować sobie na udział i zwycięstwo w tym programie. Ostatnimi czasy była ona jego jedynym życiowym sprzymierzeńcem. Źródłem siły i pewności siebie. To jednak miało wkrótce się zmienić.
- Wygram ten milion!!!
Ezekiel spojrzał w prawo, na jedyną wyraźną rzecz, jaką mógł w tej chwili dojrzeć. Na wielką, uśmiechniętą twarz Chrisa McLeana narysowaną na pobliskim pionowym stateczniku. Poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość jakiej nie odczuwał jeszcze nigdy, nawet wtedy gdy rodzice na całe tygodnie zamykali go w domu, zabraniając jakichkolwiek kontaktów z rówieśnikami. Czuł, że nienawidzi tego człowieka, tej nie liczącej się z niczyimi uczuciami wiecznie roześmianej, lalusiowatej gęby telewizyjnego błazna, który od samego początku odmawiał mu prawa do uczciwej rywalizacji. Że nienawidzi też członków swojej drużyny, którzy tak niesprawiedliwie się z nim obeszli, a nawet własnych rodziców, przez których zawalił swój występ w pierwszym sezonie. Ta skumulowana nienawiść dodała mu sił. Puścił spadochron; ten momentalnie odfrunął gdzieś w dal. Mimo gigantycznego oporu powietrza przesunął się o centymetr w kierunku Chrisa. A potem o kolejny.

***

Po kilku godzinach mozolnej wspinaczki wśród wyjącego wichru i przenikliwego na tej wysokości zimna, dotarł do bagażowego luku. Już po raz drugi w ciągu doby przecisnął się przez ten sam otwór w poszyciu ładowni, trafiając do składowiska śmieciowych rekwizytów, przeznaczonych do użycia w przyszłych wyzwaniach. W cichym pomieszczeniu panowały nieprzeniknione ciemności. Gdzieś daleko, odlegli o kilka ścian obozowicze ze śmiechem zasiadali do kolacji. Nie chcąc już na samym początku dołować zawodników, Szef przygotował im porządny i smaczny posiłek, więc wszyscy mieli dziś dobry humor. Brzdęknięciom sztućców i tac z jedzeniem towarzyszyły ożywione odgłosy rozmów. Większość mówiła o miejscach jakie mieli wkrótce odwiedzić, o czekających ich przygodach i nieznanych wyzwaniach, z którymi będą musieli się zmierzyć. Czasem ktoś wspomniał Duncana i jego skok wstydu, zastanawiając się, czy nic mu się nie stało i w jaki sposób wróci teraz do domu, nikomu jednak nie przyszło do głowy, by choćby jednym małym słowem napomknąć o drugim wyrzuconym. Ezekiel stojąc w mroku ładowni nie mógł ich słyszeć, jednak wiedział, że owe towarzystwo i tak już dawno go z siebie wykluczyło. Mimo morderczej wędrówki, którą właśnie przeszedł, nie przejawiał żadnych objawów zmęczenia. Po prostu milczał, samotnie wpatrując się w pustkę. To, co działo się z innymi, już go nie obchodziło. Gdyby mógł zapalić światło i spojrzeć w lustro, pewnie nie obszedłby go nawet własny wygląd, a ten prezentował się okropnie - zamarznięte plamy krwi zdobiły odmrożone dłonie i połamane paznokcie, siną twarz pokryły dodatkowe zmarszczki, zaś oczy wypełniły się dziwnym czerwonym blaskiem.
„Jak oni mogli mi to zrobić” – myślał. – „Przez cały czas byłem fair wobec mojej drużyny. Radziłem sobie z zadaniami wcale nie gorzej od innych. Straciłem nasz patyk tylko dlatego, bo próbowałem nas ratować przed aligatorami, kiedy tamci sobie śpiewali. Walczyłem w ich obronie. A oni mnie wywalili. I to w taki sposób!” – tu przypomniał sobie zimne twarze ludzi z Drużyny Zwycięzców i niespodziewany kopniak Szefa. Pomyślał, że nieważne co by zrobił, wszyscy i tak zagłosowaliby na niego. Że żaden z nich nigdy nie okazał mu życzliwości. Że przez cały czas traktowali go jak intruza.
„Zasłużyłem sobie na ten milion. Zresztą, miałbym go już dawno temu, zaraz po Wyspie, gdybym tylko nie posłuchał się tych głupich, słabych bab i zdjął walizkę z drzewa!”
Wściekłość wezbrała w nim na wspomnienie tego wydarzenia. Nasiliło się pragnienie zemsty. Gdyby tylko postąpił wtedy inaczej… ale tamten Ezekiel i tak już nie istniał. Był po prostu inną osobą, wspomnieniem, odległą marą wymazaną z pamięci. Człowiek skrywający się tego wieczora w ładowni nie miał w sobie nic z ambitnego, luzackiego rapera ani z gamoniowatego kujona, jakim kiedyś był. W momencie, gdy wisząc na skrzydle samolotu spojrzał w oczy pozbawionej sumienia machinie ludzkiej podłości i cwaniactwa uosobionej w rozradowanym spojrzeniu podobizny Chrisa, coś w nim jakby nieodwracalnie pękło. To umarła jego wiara, że ciężką pracą nad sobą, wytrwałością i uczciwością w stosunku do innych sprawi, że ktoś uzna go w końcu za godnego przeciwnika i pozwoli na dłuższy udział w programie. Niestety, to czego dzisiaj doświadczył, nie pozostawiło mu żadnych złudzeń. Wytworzyła się w nim pustka, a tą wypełniło zło.
- Oszukali mnie – szeptał do siebie. – Okradli. Okradli i wywalili. Więc dobrze. Już ja się na nich zemszczę, tak? Ta banda ziomów zobaczy, że ze mną nie można zaczynać. Wykorzystam, co mam. Oni nie wiedzą, że tu jestem, tak? To ja się na razie postaram, żeby tak pozostało. Ale nie dam im spokoju, o nie. Zostanę ich najgorszym koszmarem. Będę szedł za nimi krok w krok. Obserwował ich dzień w dzień. Póki tu jestem, w tym samolocie, nikt nigdy nie będzie miał pewności, czy nie chowam się za jego plecami. Będę nieuchwytny. Nieobliczalny. I nigdy mnie nie złapią. A w odpowiednim momencie zaatakuję i odzyskam moją własność. I nic mnie nie powstrzyma, tak? TAK?!?
Mówiąc to, błyskawicznie skoczył za leżącą nieopodal skrzynkę. Ten ruch miał w sobie coś zwierzęcego - chłopak podpierając się rękami przybrał pozę drapieżnika gotowego do pochwycenia ofiary. Szczękę wykrzywił mu groteskowy grymas. Skrywając się w cieniu, sam stał się niewidoczny jak cień. W mroku błysnęły jego wściekle czerwone oczy. Teraz wiedział, że pragnienie zemsty już nigdy nie da mu spokoju. Że sam nie spocznie póki nie wyrówna rachunków z dawnymi przyjaciółmi i Chrisem. Bez względu na głód, mróz czy cokolwiek innego. Wiedział też, choć nie do końca się do tego przyznawał, że odtąd towarzyszyć mu będzie tylko jeden kompan, ktoś podążający za nim jak upiór, ktoś nieznający spoczynku, ktoś kto już zawsze będzie znaczył jego postępowanie i niechybnie wywrze na nim swe niszczycielskie, ogniste piętno.
Obłęd.

_________________
Tym kolorem oczyszczam forum ze spamu.
:(


So, 4 gru 2010, 14:10
Bardzo Stary Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 16 kwi 2010, 15:29
Posty: 532
Lokalizacja: z przyszłości
Post 
Długie i wyczerpujące... :) fabuła toczy się zbyt szybko i dosyć monotonne,ale ogólnie dobre opowiadanie według mnie.Ocena:7,5/10

_________________
Powrót Żela (po raz 20 xD )


So, 4 gru 2010, 15:33
Mistrz Gry
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 21 sty 2009, 17:53
Posty: 2045
Lokalizacja: Uniwersum Kreacji
Naklejki: 4
Post 
O matku...
Jedno zdanie jest w stanie opisać wszystko: ,,Aż mnie zawstydziłeś". Doskonale odmalowałeś siłę emocji. Kapitalnie, perfekcyjnie! A to przecież nie wszystko: dobry pomysł, ciekawe zakończenie rozdziału, bezbłędna ortografia i interpunkcja... Nie mogę się powstrzymać od skomentowania powyższej oceny: Żelo, ty się nie znasz! Widziałem na tym forum tylko jedno opowiadanie tak dobrze zaczęte - ,,Przygoda Kretesa" czy jakoś tak. Nigdy nie zostało ukończone, ale to arcydzieło forumowej twórczości. Teraz jest ktoś, kto ma szansę tej pozycji choć trochę zagrozić.
Kto by pomyślał, że w końcu jakieś opowiadanie wywoła u mnie ten komentarz...
10/10

_________________
Obrazek
Rrauu hau hou grrao Hauhaure (hau. Mówię poprawnie po Hauhasku).
Tym kolorem prowadzę walkę admina ze złem.
"Wszyscy jestescie moimi dziubaskami ^^" <- Ten cytat zawsze poprawia mi humor, Api. :)


So, 4 gru 2010, 22:14
Bardzo Stary Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N, 11 kwi 2010, 13:44
Posty: 552
Lokalizacja: San Francisco, 1329 Prescott Street
Post 
Ja... ja... zachwycające! Czegoś Takiego* nie było już od dawna.
10/10

*Takiego z wielkiej litery!!!

_________________
Mist. To be mist. To miss. To be missed. To be...


So, 4 gru 2010, 23:13
WWW
Starszy Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 6 lis 2010, 15:27
Posty: 362
Lokalizacja: Warszawa
Post 
To jest prawdziwa klasa...
10/10 ponieważ nie uznaje oceny "za długie"

_________________
Obrazek
Sygnatura wykonana u MrF11 polecam robienie u niengo sygnatur


N, 5 gru 2010, 10:52
Roz-krecony

Dołączył(a): Cz, 26 lut 2009, 18:56
Posty: 129
Lokalizacja: POLSKA
Post 
Od oceny fabuły się wstrzymam ponieważ nie ogólnie nie lubię i mam złe skojarzenia z "totalną porażką" czy jak się to tam nazywa... :/ no ale skoro ocena nieznanego jest taka a nie inna no to to musi być czymś ^^

Co do mojej oceny to wg. mnie świetnie się to czyta (fajny styl pisania) , w sam raz dobrana długość . Ocena stylu pisania to 10/10 . Czekam na opowiadanie twojego autorstwa na inny temat.

_________________
Obrazek Piszę poprawnie po polsku.
Obrazek
Obrazek
Obrazek


N, 5 gru 2010, 18:49
Działacz Podziemia
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 1 cze 2010, 18:32
Posty: 780
Lokalizacja: CIAPSKŁAD
Post 
Christopf553 Nie masz racji. Totalna porażka wymiata!
Co do oceny to super! Zapowiada się ciekawie! 11/10!

_________________
xPatra dla przyjaciół (nie mam przyjacioł :) )


N, 5 gru 2010, 18:56
Roz-krecony

Dołączył(a): Cz, 26 lut 2009, 18:56
Posty: 129
Lokalizacja: POLSKA
Post 
Każdy ma swój gust i według niego ocenia różne treści -.- To że tobie się coś podoba nie znaczy że mi też i analogicznie .

_________________
Obrazek Piszę poprawnie po polsku.
Obrazek
Obrazek
Obrazek


N, 5 gru 2010, 19:27
Bardzo Stary Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 15 paź 2010, 18:43
Posty: 658
Lokalizacja: warszawa(POLSKA)
Post 
świetne!po prostu 10\10!

_________________
wróciłem


N, 5 gru 2010, 20:05
Roz-krecony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn, 15 lut 2010, 15:30
Posty: 155
Naklejki: 0
Post Re: TDWT-Ezekiel
niezłe nie za bardzo lubię ezekiela ale opowiadanie naprawdę dobre a ezekiel naprawdę zdobędzie ten milion ale potem kasa spłonie w wulkanie a ezekiel utonie w wodzie.


Cz, 20 sty 2011, 16:49
Forumowy Artysta
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn, 15 lut 2010, 19:53
Posty: 1778
Lokalizacja: Druga strona lustra
Naklejki: 6
Post Re: TDWT-Ezekiel
No cóż szkoda mi się zrobiło opa więc kontynuuje! Proszę o komentarze a zwłaszcza nieznanego! :)
PS: Tym razem co innego nie o Ezekielu.

W przestronnym, bogato umeblowanym gabinecie z widokiem na dżunglę odbywało się ważne zebranie. Producenci show Totalna Porażka w Trasie prowadzili rozmowę z jednym z głównych twórców sukcesu programu - kierownikiem planu Stevenem. Trzej potężnej postury mężczyźni w czarnych garniturach, oficjalnie znani jako Mr Black, Mr Buck i Heinrich Spiegelmann, stali nieruchomo, wpatrując surowe, pozbawione wyrazu producenckie twarze w swojego energicznego rozmówcę. Młody mężczyzna w czapce z daszkiem, wyraźnie zdenerwowany, już od dłuższego czasu próbował im coś tłumaczyć, wspierając się przy tym gorączkową gestykulacją.
- …ten projekt nie daje żadnej pewności! – mówił. – Proszę tylko sobie wyobrazić te nieuniknione konsekwencje w sytuacji gdy ryzyko…
Mr Black uciszył go niedbałym ruchem ręki.
- Już mówiłem: Będzie tak jak ustaliliśmy – powiedział. – Czy prace idą zgodnie z planem?
- Oczywiście, Sir – odpowiedział strapiony Steven. – Czynimy ostatnie przygotowania, jednak w dalszym ciągu nie wydaje mi się żeby…
- Pas startowy uprzątnięty?
- Tak, ale okazał się zbyt krótki by pozwolić im odpowiednio wyhamować przy…
- W porządku – przerwał mu Black. – Zing-Zingowie gotowi?
- Są już na miejscu, powtarzają role.
- Złoty skarb ukryty?
- Zgodnie z ustaleniem – odpowiedział Steve. – Nie powinno być łatwo go znaleźć.
- A finałowa niespodzianka?
Kierownik planu nabrał powietrza w usta i wyrecytował:
- Kiedy tylko dam znać, pirotechnicy rozwalą w drobny mak tę całą cholerną replikę Machu Picchu.
- Doskonale.
Na twarzy producenta pojawił się delikatny uśmiech. Jego towarzysze nie okazali emocji; Mr Buck wyraźnie się pocił.
- Panie producencie… - Steve znów postanowił spróbować coś powiedzieć. – Ja nadal nie uważam, że…
- A wystarczy wam trotylu? – wszedł mu w słowo Black.
- NIE UWAŻAM – powtórzył stanowczo Steve – żeby to było dobrym pomysłem. Robię w tym fachu już od wielu lat i jako osoba z doświadczeniem wiem do czego może doprowadzić stwarzanie niepotrzebnego ryzyka. Do tej pory już dwóch uczestników tego show zaginęło. A to nawet nie półmetek sezonu! To że obaj pochodzili z patologicznych rodzin nie powinno kwalifikować ich do odstrzału.
- Show na tym nie stracił.
- Ale inni stracą! Pozwy to nie jedyna rzecz przed którą należałoby się zabezpieczyć. Wiedzą panowie, jak wygląda obecna sytuacja? W jednej z drużyn pozostało już tylko dwóch graczy, a to się dotąd nigdy nie zdarzyło. Naprawdę nie wiadomo co może się stać jeśli każemy im biegać po dżungli. To dzikie miejsce – tu wskazał na tropikalny krajobraz za oknem – niemal nie daje nam możliwości kontroli. Do tej pory nasze niewidzialne ręce sterowały WSZYTKIM co działo się podczas wyzwań. Ale teraz… Słyszeli panowie o syfach jakie lokalni milionerzy wylewają do rzeki? Miejscowe robaki od tego mutują! Ekipa widziała już komary wielkie jak krowy, a pewne „dodatkowe atrakcje” jakie udało się na Panów polecanie sprowadzić z Mongolii mogą dostarczyć nam jeszcze więcej… zamieszania.
- Emocji – poprawił go Black.
- Zagrożenia życia!
- To nie problem.
- SŁUCHAM?!
Mr Black westchnął zdegustowany. Zgadzając się na tę rozmowę, nie widział sensu w udzielaniu „robolowi”, jak określał Steve’a, jakichkolwiek wyjaśnień. Dzięki wpływom i pieniądzom nie musiał tłumaczyć się z niczego przed nikim, a producenckie postanowienia i tak zawsze posłusznie realizowano. Jednak w tym przypadku, widząc, że młody nie ustąpi, Black postanowił zrobić wyjątek. Jego władza na tym nie traciła. A ponieważ był najbardziej wygadanym spośród wszystkich trzech producentów, nie miał problemu, by zacząć mówić.
- Będziemy postępować według planu – powiedział. – A aby uniknąć pogłębiania niepotrzebnych sporów w ekipie, damy tym dzieciakom szansę. Wdrożymy odpowiednie… środki ostrożności. Ostatecznie… - tu zawahał się – …nie potrzeba nam ofiar. – zakończył z obłudnym uśmiechem.
Steve poczuł jak kamień spada mu z serca, a jednocześnie bardzo się zmieszał. Postawienie się przełożonym, w stosunku do których zazwyczaj odczuwał respekt, kosztowało go niemało wysiłku. Do tego dochodził ten okropny tropikalny klimat i irytująca postawa owych trzech niewydarzonych kolosów biznesu z którymi musiał męczyć się już od godziny. Chłopak ledwo wytrzymywał sytuację. Mimo to, wciąż czuł, że sprawa nie jest jeszcze załatwiona.
- Jakie będą te środki ostrożności? – zapytał niepewnie. Znając charakter Mr Blacka, nie spodziewał się niczego dobrego po żadnej z możliwych odpowiedzi.
- Damy im krótkofalówki – oświadczył pogodnie tamten.
Steve osłupiał.
- Na-naprawdę? – wyksztusił z niedowierzaniem.
- Ależ tak.
Steve przez moment pomyślał, że śni. Zasady fair play, nie mówiąc już o dawaniu fory, nigdy nie były wyznacznikami konwencji tego show. Właściwie to wątpił czy pomysłodawcy wyzwań kiedykolwiek liczyli się ze zdrowiem lub życiem uczestników. Dlatego też nieoczekiwane słowa producenta budziły uzasadniony niepokój.
- Jaką mam gwarancję, że tak będzie? – zapytał.
- Możesz od razu zadzwonić do McLeana.
Chłopak natychmiast sięgnął po swoją komórkę i wystukał właściwy numer, ustawiając rozmowę na tryb głośnomówiący. Kilkaset kilometrów dalej, na pokładzie samolotu zmierzającego prosto w stronę Niziny Amazonki, melodyjny dzwonek „I wanna be famous” niespodziewanie przerwał sielankę pewnego popularnego prowadzącego, aktualnie zanurzonego do pasa w swym luksusowym prywatnym jacuzzi. Piękna młoda stewardessa z uczuciem masowała jego opalone barki.
- Ooo tak, trochę niżej, moja śliczna… - mruczał do filigranowej dziewczyny. – O, telefon – zauważył, niechętnie odwracając głowę w kierunku mydelniczki. – Muszę wracać do pracy, panienko. Wpadnij wieczorem – rzucił na pożegnanie, wywołując na jej twarzy delikatny uśmiech. Dziewczyna posłusznie opuściła elegancką kabinę, a Chris z niemałym wysiłkiem wyciągnął rękę by nacisnąć odpowiedni przycisk na aparacie. „Ciągle mi przeszkadzają.” pomyślał.
- Co jest? – spytał niechętnie.
- Chris?
- Czego, Stevie?
- Słuchaj, jesteśmy tu z panami producentami dwa kroki od planu w Amazonii. Rozmawiamy właśnie o następnym odcinku.
- Uhm, no tak, no i o co chodzi? – spytał prezenter, niedbale spoglądając na swoje paznokcie.
- No i uzgodniliśmy z panami producentami, że musisz dać dzieciakom krótkofalówki. To warunek bezpieczeństwa.
Chris opluł się swoim ginem z tonikiem.
- Kolo, mamy iść na ustępstwa? – zapytał wstrząśnięty. – I co jeszcze? Wiesz przecież, że jak będziemy im odpuszczać, to zaraz zaczną się rządzić!
- Nie dyskutuj! – odkrzyknął Steve. - Po prostu daj im to. Każdej drużynie. – Nagle coś go tknęło. – A skąd oni wezmą baterie? – zapytał producentów.
- Na początku sezonu Hatchet dostał od nas całe pudełko materiałów promocyjnych – oświadczył Black. – Wystarczy im baterii.
- Szef da ci do nich baterie. I niech drużyny komunikują się z tobą w nagłych sytuacjach.
- Kryzysowych – poprawił go Black.
- Kryzysowych – powtórzył za nim Steve, nie zdając sobie do końca sprawy, co to oznacza.
- Hm? Kryzysowych? – mruknął Chris. – Okej. Coś jeszcze?
- Szczepionka dla tego zawodnika obciążonego alergiami, tego jak-mu-tam… Jego prawnicy strasznie na to naciskają. – Steve spojrzał na producentów. - Bądź co bądź, to znany muzyk.
- Załatwi się – odparł spokojnie Black.
- A co z tym drugim alergikiem, Noahem?
- On nie wywiera nacisków. To ugodowiec.
- Aha – odpowiedział lekko zbity z tropu Steve. – OK, zrozumiałeś to Chris, ty palancie?
- Tak. Będziemy o czasie - mruknął posiadacz sztucznej czupryny. – Pozdrowienia dla panów producentów i ich uroczych małżonek – dodał, wyłączając telefon.
- Czy to Pana uspokoiło, Steven? – natychmiast spytał producent.
- O tyle o ile, Sir – odpowiedział kierownik. – Nadal uważam to wszystko za zbyt lekkomyślne. Może gdyby panowie naprawdę zechcieli posłuchać mnie i ekspertów…
Drugi z producentów, Mr Buck, chrząknął głośno, niespodziewanie wtrącając się do rozmowy. Był najniższy i najbardziej ludzki z całej trójki. I, choć dotąd tego nie przyznawał, nie zawsze odpowiadały mu pomysły jego kolegów po fachu.
- Może ten chłopak ma jednak trochę racji, Mr Black – odezwał się zdenerwowanym, gardłowym tonem. – Badania na stażystach nie dały zadowalających rezultatów. Może nie powinniśmy kazać im walczyć z…
Black spojrzał na niego czule.
- Mój drogi kolego – westchnął. – Nie zapominaj proszę, na czym opierają się uniwersalne zasady każdego programu typu reality. To musi być show! Diabelnie niebezpieczny show! Pamiętasz „Survivor”, trzeci sezon? – Buck pokiwał głową. – Banda mieszczuchów przeżyła 40 dni na afrykańskiej sawannie wśród prawdziwych lwów! Część graczy zachorowała, ale nie było dla nich żadnej taryfy ulgowej! Albo pamiętasz ten polski show na który daliśmy kasę, ten jak-mu-tam… „Agent”? Kompletni amatorzy skakali ze spadochronów! Gdyby coś im nie wyszło, dopiero mielibyśmy proces! Ale się udało. Nawiasem mówiąc, Totalna Porażka w Trasie poprzez nową ceremonię eliminacji, nadal kontynuuje tę chwalebną tradycję.
- No tak, ale…
- A pamiętasz Wyspę? – przerwał mu Black. – Ci sami goście co teraz, już pierwszego dnia zabawy skakali z 300-metrowego klifu! To dopiero było niebezpieczne. Więc proszę, nie mówcie mi o żadnych testach na stażystach. Nasi zawodnicy są twardzi jak Wspólnota Węgla i Stali, a dla nagrody mogliby walczyć ze wszystkim. Sugerujecie, że kiedyś mogą sobie z czymś nie poradzić? Phi!
To mówiąc, poprawił krawat i ruszył w stronę drzwi.
- Nie będziemy nic więcej ustalać. Zebranie skończone.
Buck i Spiegelmann spojrzeli na siebie, po czym posłusznie podążyli za nim, opuszczając gabinet. Steve został jeszcze przez chwilę, myśląc o wszystkim, co tu usłyszał. Po chwili podszedł do okna, spoglądając w milczeniu na egzotyczne widoki. Tropikalny las deszczowy wabił przytłaczającą zielenią drzew i dzikimi odgłosami tysięcy zwierząt. Dżungla czekała.

_________________
Tym kolorem oczyszczam forum ze spamu.
:(


Pt, 13 maja 2011, 18:10
Mistrz Gry
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 21 sty 2009, 17:53
Posty: 2045
Lokalizacja: Uniwersum Kreacji
Naklejki: 4
Post Re: TDWT-Ezekiel
Mówisz i masz.
Co tu dużo mówić... Rozdział już nie tak ciekawy jak poprzedni, ale ten fragment z rozwaleniem repliki nawet wywołał u mnie uśmiech. Ale przydałoby się nieco humoru i, uwaga, złapałeś literówkę. Mimo to nadal świetne, a szczególnie miło wygląda przy tej ciszy na forum.
9,5/10

_________________
Obrazek
Rrauu hau hou grrao Hauhaure (hau. Mówię poprawnie po Hauhasku).
Tym kolorem prowadzę walkę admina ze złem.
"Wszyscy jestescie moimi dziubaskami ^^" <- Ten cytat zawsze poprawia mi humor, Api. :)


Pt, 13 maja 2011, 18:57
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 12 ] 

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
No nie wierzę, forum działa dzięki phpBB! © 2000, 2002, 2005, 2007, 2010, 2013, 2019 phpBB Group.
Designed forum urobiony przez STSoftware dla PTF.
Tłumaczenie skryptu od phpBB3.PL