Teraz jest So, 27 kwi 2024, 16:37



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 387 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 26  Następna strona
The Celestial War 
Autor Wiadomość
Postrach Siedmiu Mórz
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26
Posty: 239
Naklejki: 0
Post The Celestial War
Lily patrzyła na nas z lekkim zdezorientowaniem. Mieliśmy setki pytań, a ona wraz z Evangelagenem i innym aniołem, mogła się poczuć niczym ktoś sławny na konferencji prasowej.
- Dzień dobry... Bardzo mi przykro, Api Apicka. - przywitała się Api z nieznajomym.
- Aideen. Miło mi Cię poznać Api - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Lilyness, czy to oznacza, że wszyscy już nie żyjemy, a multiversum nie istnieje? - zapytała.
- Zostaliście wniebowzięci! emm... domyślam się, że z tego powodu nie jesteście wniebowzięci... - załkała. - Ale... żyjecie i to najważniejsze. Pytacie o sprawy... cóż, bardzo się pokomplikowały. Lazarius jest na wolności, Tenebris rozlało się na cały wszechświat a my musimy sobie jakoś poradzić z tą powodzią.

- Eeeee, ponoć ja też jestem w niebie. Przynajmniej taki jeden czerwony kot tak twierdzi... - zdziwił się Dawid. Miaul spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- JA TAK TWIERDZĘ?! JA TAK TWIERDZĘ?! - nie wytrzymał. - To kłamstwo! Ty tam, Lily... on grzeszy w niebie! zrób mu coś! -nie krył zdenerwowania. Evangelagen zbliżył się do Dawida i popatrzył na niego groźnie. Ten nie zamierzał długo się rozwodzić nad niezręcznym tematem. Postanowił go zmienić.
- Macie jakiś plan, anioły? Jak wygląda sytuacja? Można tu gdzieś coś zjeść? No bo od początku Cyrku nie miałem nic w ustach... No i takie różne pytania dla przykładu.
- Tak, mamy pewien plan. - powiedział chłodnym tonem. - Uważamy jednak, że nie jesteście jeszcze zgraną ekipą i potrzebujecie integracji. Jeśli osiągniecie jej maksymalny poziom, wszystko stanie się jasne.

Art nie przejął się zbytnio sytuacją, która właśnie przed nim stanęła. Zostawił przerażoną zaistniałą sytuacją Cellie i oddalił się w nieznanym kierunku.

Wrócił po jakiejś godzinie, nucąc sobie pod nosem jakąś religijną piosenkę. Był najprawdopodobniej bardzo zadowolony z tego co otrzymał, albo z tego co właśnie dane było mu przeżyć.

- Zapewne zastanawiacie się kim jestem... - zaczął Aideen. - Jestem mrówką na torach w starciu z nadjeżdżającym pociągiem. Jestem nadzieją lepszego jutra, jestem najmłodszym synem Stwórcy. Jestem...
- Poetą... - nie kryła zachwytu Lilyness.
- Udało mi się porozmawiać z Milczącymi. Myślę, że wiem co zrobić, aby zesłać na świat światło, które zniszczy otaczający go wieczny mrok.
- Ale wam tego póki co nie powie, gdyż wśród was jest za dużo różnic i nie mamy pewności czy możemy wam zaufać. Musicie się bliżej poznać, bardziej zintegrować i wtedy pogadamy - odparł Evan.
- Phaaah! Też mi coś! - nie krył zażenowania Miaul. - Mi też udało mi się porozmawiać z Milczącymi.
- Jak tego dokonałeś? - zapytał Aideen. Malcolm przymrużył oczy i delikatnie się zaczerwienił. Wiedział, że wyjawiając prawdę, zrobi coś okropnego i prawdopodobnie skaże się na nieszczęście.
- Ale z takimi innymi milczącymi. Bo widzisz panie aniele... e... pochodzę z innej galaktyki i tak właśnie zwie się tamtejsza rasa... ee... grupa rewolucjonistów... eee.... - plątał się w słowach.
- Ach rozumiem. Dane było mi słyszeć już o wielu różnych Milczących. To bardzo zabawne, że potrafisz utrzymać jakiś humor, po tym... wszystkim. - powiedział przyjaznym tonem Aideen.

- Co z tymi, którzy umarli? - zapytałam.
- Znajdują się w Niebie, albo w Edenie. Zależnie od przypadku.
- Czy to jakaś różnica?
- Wbrew pozorom całkiem spora. W raju znajdują się wszystkie dusze, które na to zasłużyły i wszystkie, które zakończyły swoją próbną egzystencję przed całą aferą z rozbiciem arcyrzeczywistości.
- Mogę porozmawiać z mamą i tatą?! po tych wszystkich latach?! - zapytałam. Bardzo zależało mi na odpowiedzi.
- Ze względów bezpieczeństwa, zdecydowaliśmy się na zapieczętowanie Edenu. Jeśli Lazarius zdobyłby niebo, zjadłby wszystkie dusze, którym obiecano święty spokój. W Niebie zostali wszyscy, którzy są gotowi spędzić wieczność w pustce, bez świadomości, bez myślenia, pochłonięci we wsze czasy ciemnością.
- Dla ciekawostki dodam, że Rajskich Ogrodów bronią ci śmieszni panowie, którzy tytułują się jako "Hiszpańska Inkwizycja". Spotkaliście ich już i okazali się całkiem pomocni. Pamiętacie, czyż nie? - zapytał Evangelagen.
- W takim razie... Muszę porozmawiać z wujkiem... Wiem, że został i wiem, że zamierza walczyć. - powiedziałam z przekonaniem. Twarz Lily nabrała uśmiechu. Stało się więc dla mnie jasne, że się nie mylę.

Wśród drużyny pierścienia panowały różne poglądy.
- Panowie, zabłądziliśmy jak mniemam. - zaczął Lowelas.
- Dobrze mniemasz... - nie krył zdenerwowania Bulbo. - Moim zdaniem to nie nasza wojna. Musimy się oddalić. Walka z siłami transcendentalnymi wykracza ponad nasze idee. Musimy wyzwolić Bobror... Wyzwolić go od cieni. - starał się być przekonywujący. I.. chyba był. Mimli bił mu brawo, a wzruszony Bobromir aż przecierał łezkę ze wzruszenia.
Do naradzającej się drużyny dołączyły Celestine i Talia.
- Silver będzie bardzo zły, kiedy dowie się, że zniknęłyśmy i już prawdopodobnie nigdy nie wrócimy. - zaczęła druga z nich
- Musimy stąd uciec... - wymamrotał Bobromir. - Bulbo ma rację. To nie nasza wojna. - przytoczył zdanie, które doprowadziło go do wzruszenia.
Wiele wskazywało na to, że nasza grupa się wkrótce uszczupli. Jednak ja to zwykle bywało, wkrótce miało nadejść wybawienie.
Za plecami potencjalnych uciekinierów ukazał się Barandalf razem z szóstką innych magów. Był wśród nich Burektor Mateusz.
- Kiedyś myślałem, że sam mogę rządzić światem. - zaczął Barandalf głosem mędrca. - I... skończyło się to w ten sposób, że przegrałem przez własną porywczość. Nie liczyłem się zupełnie ze zdaniem innych.
- Wiem o czym mówisz... - odezwał się Burektor. - Rządzenie Uniwersytetem może i dawało sporą satysfakcję, ale... to w końcu moi uczniowie pozbyli się wszystkich plag drobiu chaosu. A ja... A ja... w czasie wielkiego zagrożenia siedziałem na krześle i czytałem książki...
- Co macie na myśli? - zapytała Celestine.
- To my wrócimy do Krainy Czarów i to my pozwolimy jej odzyskać stary blask. Andromeda nie żyje, więc powinniśmy sobie poradzić.
Wy moja droga młodzieży, walczcie razem z innymi o lepsze jutro. Wszechświat jest w waszych rękach. - wymamrotał Chrumburak. Niby popluł się dobre kilkanaście razy, mówiąc to jakże patetyczne zdanie, ale odeszło to jakby na drugi tor. Większość obradujących tu osób jednak uznała za miłe słowa wieprza i wzięła je sobie do serca.
- Porozmawiamy również z Silverem. Myślę, że po tych całych niesnaskach z odejściem Genesissa, konieczna będzie wreszcie jakaś wspólna rozmowa. Paladyni i Czarodzieje powinni połączyć swoje siły. - głosił swoje idee Spielmauster.
- Genesiss... właśnie... a co z nim? - zapytała Talia.
- Jest tutaj. To właściwie jego decyzja, żebyśmy wrócili do uniwersytetu. Mówił, że mamy go nie zawieść. - stwierdził Gulguldryk.
Czarodzieje po jakimś czasie udali się do Lily. Poprosili ją o powrotne zesłanie do Krainy Czarów.
- Macie świadomość tego, że Kraina przeżywa teraz większe cierpienia niż za czasów Andromedy i Azraela? Tenebris rozlało się na cały wszechświat, jego niebo zostało zakryte przez mrok. Ten powrót to czyste samobójstwo. Umierając nie traficie już do Nieba. Traficie do epicentrum chaosu Lazariusa i prawdopodobnie nigdy stamtąd nie wrócicie.
- Moja Królowo - nie szczędził pochlebstw Barandalf - To nasza ojczyzna. Musimy o nią walczyć. Wspólnymi siłami uda nam się odeprzeć siły wroga. - powiedział z przekonaniem. Lily patrząc na powagę i głodne walki miny siódemki czarodziejów, nie mogła dać się błagać.
Po chwili zesłała ich ponownie do Krainy Czarów.

Genesiss spoglądał na Iris.
- Więc mówisz, że przez te wszystkie lata byłaś walkirią przestrzeni? To doprawdy ciekawa praca...
- Nudna jak cholera, ale da się wyżyć. Dostałam to powołanie od samego Alpy, jeszcze przed zaraniem dziejów. - powiedziała z lekkim znudzeniem. - W takiej sytuacji nie mogłam zajmować się niczym innym.
- Byłaby z ciebie inteligentna czarodziejka... - powiedział z przekonaniem, patrząc jej prosto w oczy.
- Przez jakieś dwa i pół tysiąca lat nikt nie powiedział mi czegoś tak miłego. Zaczynasz mi się podobać. Nie zepsuj tego. - odparła z uśmiechem na twarzy. Genesiss milczał przez chwilę, aby zebrać wszystkie myśli.
- To może dasz się namówić na kilka godzin treningu czarów? - uśmiechnął się w jej stronę. Iris pokiwała głową.

Rozmawiali również Stratovairus, Slendermole i Lennabeth.
- Muszę wrócić. Ojczyzna wzywa. Ktoś musi przywrócić Świętym Bagnom dawny klimat... dawny ład. Ktoś musi stać na straży uciśnionych i pomóc dzieciakom Genesissa. Myślę, że razem z Silverblade'm damy sobie radę.
- Nie będę Cię zatrzymywać. Wierzę, że tym razem nie dasz się zaskoczyć.
- Nie dam. Będę miał oczy ze wszystkich stron głowy... - zaśmiał się. W tym momencie na jego głowie pojawiło się kilkanaście nowych gałek ocznych.
- Jak zawsze w humorze... - uśmiechnęła się Lennabeth. Towarzyszący jej Slender klepnął strażnika Świętych Bagien po ramieniu.
- Życzę udanej walki o nasz dom... mistrzu.
- Nigdy nie byłeś na tyle zwariowany by prawić komplementy, Krecie Bez twarzy - zdziwił się Stratovairus.
- Pozory mylą... - uśmiechnął się.

Kiedy Stratovairus zdecydował się na zejście na dół, ja również postanowiłam działać. Podeszłam do Maxwella.
- Już wiesz, prawda? - zapytałam.
- O czym? O tym, że banda starych dziadów z siwymi brodami jednogłośnie stwierdziła, że jesteś przeznaczona komuś innemu? Wierzysz im? Nie znałem Cię z takiej strony. Do tej pory raczej gardziłaś tym co istnieje nad nami.
- Wraz z każdym kolejnym dniem zaczynam rozumieć swoje przeznaczenie. Zaczynam pojmować, że zostałam stworzona do większych rzeczy.
- Zaiste ciekawe... - nie krył zdenerwowania. - I to wystarczający powód na rozstanie. Jesteś śmieszna, wiesz?
- Maxwell...
- Po prostu... zejdź mi z oczu. - powiedział i oddalił się w znanym tylko sobie kierunku.

Maxwell przeszedł kilka kroków, po czym usiadł przy jednym ze stolików i zaczął szlochać...
- Uratuj jej życie, rób dla niej wszystko, tęsknij za nią każdego dnia rozłąki i otrzymaj co?! ZOSTAŃMY PRZYJACIÓŁMI! - nie mógł się pogodzić. Prawdopodobnie szlochałby najchętniej jeszcze przez kilkanaście kolejnych lat, ale otrzymał porządnego plaskacza w twarz.
- I ty nazywasz siebie rycerzem?! - usłyszał głos. Zalany łzami odwrócił głowę i ujrzał przed sobą Emmelie. - Nie zachowuj się jak skończony idiota. Życie jest trudne i trzeba się z tym pogodzić. Jasne?
- Jasne.. wymamrotał.
- Błąd! - wykrzyczała i jeszcze raz uderzyła go w twarz. - Jeśli życie daje Ci mocno po kościach, nie możesz tego zaakceptować. Musisz dowalić mu jeszcze bardziej niż one tobie! - starała się być przekonywująca.
- Więc masz na imię Emmelie, tak? - zapytał z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Było mi trochę przykro, że musiałam zostawić Maxwella na pastwę losu. Wiedziałam jednak, że Emmelie będzie potrafiła się z nim szybko zaprzyjaźnić. Zarówno Sir Ser jak i uczennica Genesissa, mogli pochwalić się podobnym, zadziornym charakterem.

- Nie wierzę... To ty Ali? - usłyszałam znajomy głos. Moje serce zaczęło bić kilkanaście razy szybciej. Wiedziałam do kogo ten głos należy, ale wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Obejrzałam się i po chwili moim oczom ukazał się Olivier. Z dziecięcą radością, czym prędzej schowałam się w jego ramionach.
- Już dobrze... - zaczął mnie pocieszać. Nie chcę już nawet opisywać co wtedy czułam, co czuły moje włosy, bombardowane z sekundy na sekundę przez hektolitry łez szczęścia... nie chcę opisywać niczego... Ta chwila była czymś, czego nie dało się wyrazić słowami.
- Przepraszam, że musiałaś przeze mnie cierpieć. - powiedział ze smutkiem. Wyczułam na sobie drugi strumień łez. Wujkowi najpewniej było równie przykro.
- Nie powinnam... nie powinnam wypływać w nieznane.
- Ale przeżyłaś. - uśmiechnął się. Widziałem czego dokonałaś i jestem święcie przekonany że Jonas i Marybeth byliby z Ciebie bardzo dumni. - powiedział z przekonaniem.
- A Ty... jesteś? - zapytałam z uśmiechem.
- Pewnie że tak. - odparł uradowany. Po fakcie przytulił mnie jeszcze raz.
(...)
- Więc To ty jesteś Vivilion? - zwrócił się do najgorszego koszmaru Maxwella.
- Tak właśnie. - powiedział z uśmiechem na twarzy. - Bardzo miło mi pana poznać.
- Mi również. - odwzajemnił uśmiech. Chwilkę później wziął Viva na stronę.
- Pozwolisz nam Alysiu? - zagadał. Nie widziałam nic przeciwko męskiej rozmowie, więc przytaknęłam.
(...)
- Nie możesz nigdy, ale to przenigdy jej skrzywdzić! - wykrzyczał w stronę lwa, starając zachować pozory przyjacielskiej rozmowy. - Alysia bardzo wiele wycierpiała. Najpierw straciła rodziców, potem straciła setki przyjaciół, a potem... kolejne najbliższe jej osoby.
- Zapewniam pana, że przy mnie nie stanie się jej nigdy żadna krzywda. - powiedział z lekkim zdezorientowaniem. Najzabawniejsze w tym wszystkim było jednak to, że zarówno jeden jak i drugi nie wiedzieli o moim darze obserwowania. Patrzyłam na całą konwersację z uśmiechem na twarzy, a w duchu wreszcie mogłam poczuć tę radość... radość wynikającą ze szczęścia, radość wynikającą z tego, że ktoś wreszcie się mną zainteresował i nie jest mu obojętny mój los.

Kątem oka spojrzałam na rozmawiające La-Sheei i Delayę.

- To Ty jesteś La-Sheei? Mam rację? - zagadała Delaya. - Naprawdę bardzo ciekawe imię. - uśmiechnęła się.
- To nie do końca moje imię. To taki trochę pseudonim, wymyślony mi przez brata. Naprawdę mam na imię Layla.
- Miło mi, jestem Delaya. Ech ten Diego... Jak udało mu się wpaść na taki pomysł?
- To przez jeden serial, którego był fanatykiem. Może to zabrzmi śmiesznie, ale na ich punkcie miał takiego bzika jak na punkcie wiary. - uśmiechnęła się. - Słyszałam, że Diego zniknął. Co tak właściwie się z nim stało?
- Uciekaliśmy ze statku, na którym prali się najpotężniejsi w Archipelagu Kreacji. Diego został ostatni. Wszyscy zdążyli się uratować z wyjątkiem jego. Pochłonęło go bardzo jaskrawe światło. Przez chwilę byłam przekonana, że jest tutaj z nami...
- A jednak go nie ma... - załkała. - Myślisz, że nie żyje? - zapytała.
- Gdyby nie żył, z pewnością byłby wśród nas. Myślę, że nie zniknął przypadkiem i wkrótce dowiemy się co z nim jest. - uśmiechnęła się Delaya.
- Chodź, zapraszam Cię na kremówki. Z pewnością je tutaj mają.
- Czemu akurat kremówki?
- Nie wiem, są smaczne. Słyszałam również, że lubił je jakiś przywódca religijny. Zjedzmy coś za tego nieczułego drania. - nie pozwoliła dobremu humorowi odejść. Obie panie udały się w stronę okolicznego bufetu. Tak... bufetu.

Po kilku godzinach wzajemnej integracji, śmiechach i momentalnych płaczach, Delaya i Layla stały się najlepszymi przyjaciółkami.
Pożegnały się ze sobą i stwierdziły, że liczą na kolejne towarzyskie rozmowy.

Wróćmy może teraz do forumowej ferajny.

Izzy, AdamZet i jakiś nieznany kret w okularach siedzieli przy jednym stole. Rozmowa tyczyła się głównie tego, jak fajnie jest być leniwym. Obaj panowie stwierdzili jednak, że jest to również trochę i złe, gdyż przynosi za sobą sporą liczbę niemiłych zdarzeń. A to spadających z nieba kotów, kowadeł, albo rozgrywających głowy potworów-transwestytów.
Kret w okularach patrzył na nich ze zdziwieniem.
- PRZENIOSŁEM SIĘ W CZASIE! - wykrzyczał.
Adam i Izzy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Jak się później okazało, mieli do czynienia z niejakim Doktorem.
Powiedział im o niesamowitych przygodach jakie dane było mu przeżyć i skrytykował ich luźne podejście do życia. Poprosił o więcej ambicji. Obaj panowie zastanawiali się nad swoim zachowaniem.
- A tak właściwie to dlaczego nie żyjesz? - zapytał Adam.
- Przesadziłem z... budową nowego świata. Zostałem przygnieciony przez jego potęgę... Cóż... czasem nawet i najbystrzejszy umysł się gubi w obliczeniach. - starał się być przekonywujący.

Rozmowa toczyła się również w gronie Kogutów.

- Andżelika... Justyna... koko koo.. koo... - Jak one sobie bez nas poradzą koko? - zagadał Kornelek do Wynalazcy.
- Justynka..ka... - tęsknię za nią... - nie krył smutku na twarzy.
- Tęsknota za życiem ziemskim jest jednym wielkim paradoksem - usłyszeli potężny męski głos. Im oczom ukazał się wilk ubrany czarny garnitur.
- Bardzo mi nieprzyjemnie, Profesor Raphael January Haywood. - zagadał.
- Kogut Wynalazca i Kokokornelek... - powiedzieli niemal jednogłośnie.
- Słyszałem, że drzemie w was instynkt podbijania świata swoimi wynalazkami. To bardzo dobrze! Przydacie mi się moi drodzy panowie!
- Co... koko masz na myśli? - zapytał zdezorientowany Kogut Wynalazca.
- Anioły potrafią przenieść się do przeszłości, ale paradoksalnie nie mogą jej zmienić. Myślę, że jestem w stanie naprawić ten problem.
Oboje kiedyś zbudowaliśmy wehikuł czasu, a nasze zmiany dotyczyły tylko najprostszych rzeczy. Chcę stworzyć coś ponadglobalnego.
Chcę stworzyć machinę, która zagnie całą czasoprzestrzeń. Chcę stworzyć coś, co pozwoli przedrzeć się przez wszystkie ciemności Tenebris, coś co naprawi je od środka, coś co stworzy wiele paradoksów dziadka, cioci a może nawet i babci! Coś co pomoże naprawić nam ten jeden wielki bajzel...
- Aha... Koko.. A jak chcesz to kokoko... zrobić? - zapytał Kornelek.
- Jeszcze nie wiem. - powiedział ze spuszczoną głową.

Czarnoksiężnik i Api rozmawiali o przeżytych przygodach i próbowali interpretować sens przepowiedni natchnionych. Ich rozmowa była bardzo głośna i czasem pełna niecenzuralnych wyrazów, głównie to z jednej ze stron (ciężko się domyślić której).
Konwersacja miała jednak zakończyć się z momentem pojawienia się dwóch osobników.
Byli to Marylin i Serphan, znani z poprzednich plansz.
- Ty, Serphan... Chyba już ich kiedyś widzieliśmy... nie sądzisz? - zapytał jeden z nich.
- Moja niedoszła pani domu... Znowu się spotykamy... - zwrócił się Serphan w stronę Api.

Równie ciekawe rozmowy toczyły się między Reksiem i Kari-Matą Hari oraz Kretesem i Molly. Dwie pary choć oddzielnie, wspólnie rozmawiały na temat nostalgii.
- Gdyby nie ten budyń, siedzielibyśmy w domu, jedli makaron i śpiewali piosenki jak to bardzo jesteśmy szczęśliwi - wymamrotał Kretes.
- Oj tam... Kretesiku - zaczęła Molly. - Ale przynajmniej się dobrze bawimy, nie sądzisz?
- Hauu ale herbatka dobra... - był zły na siebie Reksio.
- To nie twoja wina kochany... Nie byłeś sobą. - Reksio spoglądał na Kari ze smutkiem na twarzy. - Po prostu... czasem zdarzają się sytuacje, w których nie jesteśmy sobą. A los chciał tak a nie inaczej. Barandalf żyje i ma się dobrze, a Zielony Lis odpowie za swoje.
- Rhale rhoo wreh wreer rrie - powiedział ze smutkiem Reksio.
- Reksiu, skończ szczekać trzy po trzy - oburzył się Kretes. - Jesteśmy rodziną! Razem pokonamy to z czym każe nam zmierzyć się los. Nie uciekniemy! Będziemy walczyć! Pokażemy temu dziadowi, że zadzierał nie z tym kim trzeba! On gorzko tego pożałuje! - wykrzyczał.
- Dokładnie Kretesiku... Dokładnie... - pochwalała go Molly.
- Dokładnie... - odparła Kari-Mata Hari.
- To co mój dzielny psie? - zagadał - Pora na kolejną przygodę? - uśmiechnął się.

(...)

- Więc moja droga Lilko mówisz, że wszyscy, którzy nie chcieli walczyć o los tego śmiesznego świata, zostali przeniesieni do swoich poprzednich ziem? - zapytał Theoseres.
- Coś w tym stylu... Ale proszę... nie uogólniaj. Każdy przypadek jest inny. Niektórym po prostu zależy bardziej na dobru najbliższych, planetarnych poddanych, czy po prostu tamtejszej rodziny. Wcale nie jest tak, że wszyscy stchórzyli. Oni też walczą o lepsze jutro... z tym, że na ciut mniejszej... przestrzeni. Im też będzie dane zmierzyć się z kreaturami Tenebris, z czymś czego obawiał się nawet sam Azenesai. - starała się być przekonywująca.
- A jak z tym Nestardielem? Myślisz, że warto wiązać się z kimś, kto rozpoczął tyle chaosu?
- Neville i tak zrobiłby to co zrobił. A cała sytuacja z Nestardielem pozwoliła nam zrobić jakąś rozgrzewkę. Pozwoliła nam rozgrzać szare szeregi śmiertelników i stworzyła wśród nich mobilizację. Jak pewnie wiesz, faceci robią wiele dziwnych rzeczy, których potem żałują.
Ale... wiesz co z tego wynika?
- Wiem, ale nie powiem... Hee heee heee.
- Jak zawsze cyniczny... - powiedziała ze złością. - Wynika z tego to, że prędzej czy później trzeba im wybaczyć... - powiedziała z przekonaniem.
Do rozmowy chwilę później wtrąciła się Delaya.
- Wybacz Lilyness... Ale co tak właściwie stało się z Diego? Nie ma go tu, a powinien być.
- Nie mam zielonego pojęcia... - powiedziała ze smutkiem na twarzy.
- Ja to ogólnie obstawiam kosmitów, albo bandę starszych pani walczących o krzyż. Oślepiła go kwintesencja ich łysin i trafił do miejsca, które nie śniło się nawet tutejszym filozofom. Hee hee h... - Ciszu nie zdążył dokończyć swojego charakterystycznego śmiechu. Delaya kopnęła go w kroczę. Ten zwijając się z bólu padł na ziemię.
Lily się uśmiechnęła.
- Zajmę się twoją sprawą jak najszybciej - powiedziała przyjacielskim tonem. Zasługujesz na moją pomoc. Heeh... - zaśmiała się. - Ciszu jak pewnie widzisz, wcale nie warto być wrednym pajacem przez całe swoje życie.
- Czasami tęsknię za swoim egzoszkieletem... Niby nic o nim nie pamiętam... Ale czuję, że nieźle bym się w nim sprawdziła.

Layla wciąż siedziała przy tym samym stoliku. Podszedł do niej Aideen.
- To ty jesteś La-Sheei? - zagadał. Chwilę później usiadł po jej przeciwnej stronie.
- Skończcie już z tym pseudonimem... - nie kryła zażenowania. - Jestem Layla. - powiedziała.
- Jestem...
- Tak... Aideen. To już słyszałam. Obstawiam, że chcesz zagadać, bo Ci się spodobałam. Pozwól, że rozwieję wszystkie twoje wątpliwości...
- Nie, to nie tak. Jesteś piękną istotą, twoje imię może rozjaśniać każdy ponury dzień, ale nie jestem tutaj w tej sprawie. - uśmiechnął się. La-Sheei patrzyła na niego ze zdezorientowaniem.
- W takim razie słucham.
- Jesteś siostrą Diego. Słyszałem historię, że rozmawiał z nim sam Stwórca.
- No tak, w końcu przez to postanowiliśmy wkroczyć do tego Całego Archipelagu Kreacji...
- Ujarzmić Destrukcję i Egzekutora, prawda? Niezbadane są ścieżki Alphy... Jak myślisz, dlaczego zniknął?
- Sama nie wiem... - powiedziała ze smutkiem.
- Nie uważasz, że to podejrzane? Najpierw ta cała rozmowa z absolutem, a później zniknięcie? Moim zdaniem jest to powiązane.
- Może i masz rację... Ale co w związku z tym ? - zapytała. Aideen wstał i poprowadził dziewczynę w stronę schodów.

Po chwili wskazał ręką w ich stronę.
- Widzisz je?
- Zwyczajne schody... Oj no dobra... Pewnie schody prowadzące do jakiejś interakcji...
- Kilka poziomów wyżej znajduje się miejsce zwane Zmierzchem Świtu...
- Przecież to głupie... - skrytykowała.
- Nie ja wymyślałem nazwę. Wymyślił ją taki jeden grubawy wół, który razem z kolegami zamknął się na górze. Przez setki lat nie mówił nic... A gdy przyszło co do czego, powiedział "TO ZMIERZCH ŚWITU! TY SOLONY PELIKANIE!" i trzasnął mi drzwiami przed nosem. - powiedział ze smutkiem na twarzy. Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Całkiem ładnie się uśmiechasz... - skwitował Aideen. Layla zrobiła to jeszcze raz, lecz tym razem spojrzała mu prosto w oczy. Szybko jednak tego zaprzestała.
- Więc jaki jest plan? - spojrzała trzeźwo na oczy.
- Hmm... Skopać ich grubawe tyłki i domagać się kilku podstawowych informacji. Na przykład informacji o miejscu... gdzie znajduje się Diego.
- Skąd pewność że będą wiedzieć?
- Milczący od zawsze jakimś niewytłumaczalnym prawem byli najbliżej Alphy.
- Wiesz co? - zaczęła. - Muszę to wszystko przemyśleć... To za dużo jak na jeden dzień... Może mnie odprowadzisz do miejsca, w którym mogłabym się zdrzemnąć? - zapytała. Aideen pokiwał głową.
- Ach ci śmiertelnicy... wciąż potrzebują snu... Rozumiem - uśmiechnął się. Chwilę później, nie chcąc słyszeć kolejnych pytań, przeteleportował dziewczynę do przytulnego, ciepłego pokoju. Sam udał się na niebiański hol, by porozmawiać z innymi aniołami.

Wtedy jednak miało miejsce coś dziwnego. Do Niebios wparowała Maven. Pełna radości wykrzykiwała hasła podzięki.
- Dzięki wam Archipelag Kreacji znowu istnieje! - nie kryła swojego szczęścia.
- To nie zeżarł go ten wredny lis? - zapytał Onevatho.
- Skądże! Fiction i Aspekty Kreacji przywróciły Archipelagowi jego dawny blask! Wszystko wróciło do normalności! Dziękuję wam kochani! Macie moją osobę! Chętnie pomogę wam w walce o lepsze jutro! - krzyczała dalej.
- Stop... Maven... Stop... - chciała pohamować ją Lily. - Słyszałam twoje modlitwy, więc pozwoliłam moim aniołom doprowadzić Cię do Nieba. To co jednak mówisz... mija się z prawdą. Jesteś pewna swoich słów?
- Przybywam na polecenie Fictiona. Kazał podziękować za wasz wkład w uratowanie Archipelagu... więc dziękuję... - uśmiechnęła się.
- TO CESARZ ŻYJE?! - wykrzyczał Onevatho, olewając totalnie swoje elokwentne podejście do rzeczywistości. - LILY! ODSYŁAJ MNIE NATYCHMIAST! MUSZĘ ZŁOŻYĆ MU HOŁD! - krzyczał dalej.
Lily zamknęła oczy, a po chwili jej ciało zdawało się trwać w jakimś transie. Kiedy już z niego wyszła, zrozumiała co jest na rzeczy.
- Hmm... masz rację. To bardzo ciekawe, ale wszyscy myśleliśmy że Archipelag został pochłonięty przez Ciemność Tenebris. Najciekawsze jest jednak to, że pomimo starań, nasza pomoc nie uratowała waszego wymiaru... Ale... to nie wyklucza jednej opcji.
- Masz na myśli interwencję tatusia? - zapytał Evangelagen.
- Najwyraźniej mój drogi... najwyraźniej...

Nie obserwowałam już dalej sytuacji. Znużył mnie sen, w końcu byłam tą nieszczęsną śmiertelniczką. Zasypiając słyszałam jakieś odgłosy teleportacji i różne inne takie... Obstawiam, że Onevatho wrócił do swojego pana.

(...)

Obudziłam się w nocy. Mój organizm nie wytrzymywał okolicznego zapachu. Obudziłam się i kichnęłam.
- Cholerne chryzantemy... Rozumiem wystrój Nieba, ale mam na nie alergię... mogliby je sobie oszczędzić... - pomyślałam.
Sfrustrowana zaistniałą sytuacją postanowiłam sprawdzić czy wszystko gra. Spali wszyscy z wyjątkiem aniołów, Czarnoksiężnika, Api i ich starych przyjaciół. Prowadzili z pewnością ciekawą dyskusję, ale... nie chciało mi się jej przysłuchiwać.
I wtedy zrozumiałam, że nie śpi jeszcze Miaul.

Malcom był ewidentnie sfrustrowany. Nie czuł się tutaj najlepiej, a pobyt w sali z kolędami doprowadził go do głośnego śpiewania zdecydowanie mocniejszych kawałków.
- Proszę przestać proszę pana. - powiedział jakiś dzieciak ze skrzydełkami.
- JAK MOŻNA SŁUCHAĆ KOLĘD 49h na dobę?! - nie krył zdenerwowania.
- To sala kolęd. Musi pan dostosować się do naszych zasad. Jeśli nie, to droga wolna.
- Mam gdzieś wasze drogi... - wymamrotał. Po chwili użył miecza świetlnego i skrócił swojego rozmówcę o głowę. Upewnił się, że nikt nie zobaczył tego co zrobił.
Zdenerwowany zaistniałą sytuacją postanowił działać. Postanowił zwalić na kogoś swoją winę. Chwycił to co zostało z dzieciaka, umiejętnie pozmywał krew, a dowody zbrodni schował za swoją peleryną.
Chodził przez chwilę w kółko, aż w końcu wymyślił co zrobi. Podszedł do śpiącego w oddali Kretesa102 i podrzucił mu głowę młodego anioła i pobrudził krwią dzieciaka jego ubiór.
Sam zaś udał się do Aideena i wywołując sztuczne przerażanie, zaczął oczyszczać się od winy.
- PANIE AIDEEN! ZBRODNIA! STRASZNA ZBRODNIA! TEN GRUBAS ZJADŁ TAKIEGO MAŁEGO ANIOŁKA, KTÓRY ŚPIEWAŁ KOLĘDY I TERAZ ZASNĄŁ! BOJĘ SIĘ O WŁASNE ŻYCIE! - wykrzyczał.

Aideen nie zamierzał czekać ani chwili dłużej. Podszedł do Kretesa102 i pełen pretensji go obudził.
- Doszły mnie słuchy że zeżarłeś jakiegoś dzieciaka. Co masz na swoją obronę?


So, 21 mar 2015, 18:28
Zgłoś post
Lord Protektor

Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22
Posty: 2165
Naklejki: 100
Post Re: The Celestial War
Hm... Ładnie w tym Niebie.
Narrator napisał(a):
Autor był wkurzony, że Alysia nie opisała jego przeżyć w Niebie i postanowił po prostu integrować się z Izzy'm, Doktorem i AdamemZet27. Po prostu z nimi mam najlepszy kontakt, więc pewno będę mógł poopowiadać żarty i pośpiewać se piosenki.
Taaak, integrujmy się. Co z tego, że Lazarius jest już jakieś dobre parę godzin na wolności...


So, 21 mar 2015, 18:50
Zgłoś post
Żaba
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40
Posty: 1641
Lokalizacja: student
Naklejki: 5
Post Re: The Celestial War
Cytuj:
Art też nie spał. Właśnie skończył negocjować ze świętym Izydorem (patronem internetu) podział władzy nad ziemską Siecią. Wrócił do sali kolęd, oglądając Świętego Graala. Nucąc "Chwalcie łąki umajone" zauważył Kretesa i głowę cherubinka.
Kojarzył tego aniołka! To on w pierwszym odcinku FacecjeTV wygłaszał siarczyste przekleństwa.
Chwilę później przyszedł Aideen i oskarżył Kretesa102.


Panie Aideen... Nie żebym się czepiał, ale... Kretes nigdy by czegoś takiego nie zrobił. I wiem, że to nie brzmi przekonująco, ale to prawda. Zresztą, może pan go przeszukać. Nie ma nic ostrego, czym mógłby zdekapitować cherubinka. A na żywca na pewno by go nie zjadł, bo to niemożliwe.
Nic o niczym nie wiem, ale...
Cytuj:
Tu rzekł na ucho Aideenowi:
Nie zauważył pan, że pod peleryną Dartha Miaula pojawiło się dziwne wybrzuszenie? Radziłbym to sprawdzić.

Cytuj:
Po czym odszedł, poszukując bł. ks. Jerzego Popiełuszki, by zapewnić go, że w końcu go kanonizują.

_________________
– Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie.
– Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!


Mistrz i Małgorzata
<3

Moderuję na pąsowo bo mogę.


So, 21 mar 2015, 18:51
Zgłoś post
WWW
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Coo.. <ziewa> jakiego dzieciaka? <spogląda na lewo> Aaa! Co to za głowa? <zerka na swoje ubranie> Czemu ja mam krew na ubraniu?! Co tu do jasnej cholewy się działo? Drogi Aideenie, możesz mi to wszystko wytłumaczyć? Zieew, przed chwilą się obudziłem i nie wiem za bardzo, co tu miało miejsce, więc chociażby to jest moim alibi. A ja sam w życiu bym tego nie zrobił, gdyż nie jestem kanibalem, a tym bardziej zjadaczem niewinnych cherubów. Nawet nie mam niczego ostrego przy sobie, by oddzielić głowę od reszty ciała. A zresztą, proszę mnie nawet przeszukać. Nie mam niczego do ukrycia.
<wskazuje na Malcoma i szepcze Aideenowi na ucho> No cóż, proszę na niego spojrzeć. Tylko on jest jedynym posiadaczem czegoś ostrego, co by mogło zabić to biedne stworzenie. Z pewnością na jego broni znajduje się ślad krwi, ślad naskórka. Czuję, że on naprawdę chce wylecieć z niebios za swoje perfidne kłamstwa skierowane w moją stronę. Radziłbym to sprawdzić i oczywiście go przeszukać.
<normalnym głosem> Darthcie Miaulu, ładnie tak kłamać?

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


So, 21 mar 2015, 19:06
Zgłoś post
YIM WWW
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Narrator napisał(a):
Czarny spojrzał na Serphana i zasłonił sobą Api.

Panie Serphan... wyjaśnijmy sobie coś.
Narrator napisał(a):
Wyciągnął sztylet.

40 centymetrów... by zadać śmiertelną ranę, muszę wbić jakieś pięć. Zostaje 35. Do tego moje skrzydło - 40 centymetrów - i pół metra ode mnie do Api... wychodzi trochę ponad metr. I to jest minimalna odległość, na jaką masz prawo się do niej zbliżyć. Inaczej... mogę zapomnieć na chwilę, gdzie jestem, i dokonać mordu. Jasne? To dobrze. A, i... mi nie da się tak łatwo skręcić karku.
Narrator napisał(a):
W tym momencie zauważył Maula podrzucającego głowę cheruba Kretesowi. Natychmiast podleciał na miejsce, kilka razy się oglądając.

Eee... panie Aideen... wiem, moje zdanie jako małego, szarego, a nawet fioletowego nietoperza się nie liczy... ale Kretes by czegoś takiego nie zrobił. To raczej ten czerwony kocur z mieczem świetlnym.

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


So, 21 mar 2015, 19:29
Zgłoś post
Bezpieczeństwo Forum
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12
Posty: 2168
Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
Post Re: The Celestial War
Ech... Nie wiem, co mam robić, a więc idę integrować się... z jakimś łóżkiem. ALBO LEPIEJ NIE, JESZCZE KTOŚ MI COŚ PODŁOŻY. Idę porozmawiać z którymś z nieśpiących aniołów... Mógłbym pointegrować się z Evangelagenem, ponoć nie zrobiłem na nim dobrego wrażenia.

_________________
Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!
Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie.
Obrazek III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015
Tym kolorem moderuję.


So, 21 mar 2015, 20:10
Zgłoś post
WWW
Starszy Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz, 4 sie 2011, 10:42
Posty: 312
Naklejki: 3
Post Re: The Celestial War
A se gadam z Autorem, Doktorem, Izzym i Adamem o Snurlazach i bolesnych czipsach :lol:

_________________
Zwycięzca Dreams of Paradise, Potwornego Mundialu 3 i zdobywca 5 miejsca w MMS2
pondering drzwi stalowe


N, 22 mar 2015, 16:44
Zgłoś post
Głodomorek
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 4 lut 2005, 20:13
Posty: 2995
Lokalizacja: Szczecin
Naklejki: 1
Post Re: The Celestial War
Izzy siedzi przy stole i rozmawia z Olexem na różne tematy, między innymi o wyższości Bulbasaura nad Ivysaurem.

_________________
Mahna mahna...

Whovian.

Strzeż się, Izzy Cię obserwuje.


N, 22 mar 2015, 16:48
Zgłoś post
Postrach Siedmiu Mórz
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26
Posty: 239
Naklejki: 0
Post Re: The Celestial War
- Zastanawiam się... - zaczął Aideen.
- Nad czym tu się zastanawiać?! Ześlij go tam skąd przybył! Jeszcze pożre nas wszystkich... a wtedy?!
- Panie Malcolm, czy pan naprawdę uważa mnie za totalnego idiotę? - zapytał. Miaul zaczerwienił się.
- Ja?! A skąd niby takie przypuszczenia?! Panie... Panie... Aideen... Ja jestem wierzący! Codziennie modlę się do...
- Do?! - wykrzyczał Kretes. - No, wykrztuś to z siebie! - poradził. Mina Malcolma przypominała zakrzywioną pokerową twarz.
- Sytuacja jest jasna. Kretes jest niewinny, z kolei Miaul chciał zwalić na niego swoje winy. Bardzo nieładnie.
- To nie ja! Ja jestem wierzący! Ja wcale bym... nigdy ee... bym tego czegoś nie zrobił! - tłumaczył się. Aideen wyjął z kieszeni notatnik i zaczął notować.
- Niee, niee.. spokojnie, to nie notatnik śmierci - uśmiechnął się. - Hmm... zabójstwo cheruba w Niebie, kłamstwo, krzywoprzysięstwo...
- Krzywy wyraz twarzy... - nie krył zdenerwowania Art. Aideen popatrzył na niego z przymrużeniem oka.
- O tym milczącym również wiem. - zapewniał.
- Ale... oni wszyscy byli tacy irytujący... - powiedział ze smutkiem Malcolm. Siadł na podłodze i zaczął szlochać. - Ja wcale nie chciałem być zły... ja chciałem wrócić do domu... A teraz... - przetarł w tym momencie łzy. - a teraz... zostanę wygnany i nie będę miał jakichkolwiek szans na powrót... śmiało... zrób co musisz.
- Wybacz, ale chyba się nie zrozumieliśmy - uśmiechnął się Aideen. - Naszym przeznaczeniem nie jest pałać zemstą, ale wybaczać. Jesteśmy aniołami. Nie płynie w nas ani jedna kropla zemsty. Twoje winy zostaną odpuszczone. - zapewnił. Malcolm spojrzał na niego ze zdezorientowaniem. Prawdopodobnie nie wierzył, że ktoś okazał mu litość.
- Oj no jasne... Pokuta za grzechy musi być... Co powiesz na pomaganie Hiszpańskiej Inkwizycji w ochronie Edenu przez jakiś miesiąc? - zapytał. Miaul zdziwił się jeszcze bardziej. Zdezorientowany w końcu zadał pytanie:
- A czy.. mam jakiś inny wybór..?
- Oczywiście, że nie... - odparł anioł i jednym ruchem ręki sprawił, że Miaul się zdematerializował.

- No, jeden problem z głowy... z głowy... ach ten humor sytuacyjny - uśmiechnął się. Chwilę później podszedł w stronę ofiary.
- No, bracie. Padłeś, powstań... Pałerejd... - pstryknął palcami. Głowa cheruba zrosła się z jego ciałem.
Mały aniołek spoglądał na wszystkich zgromadzonych z jednym wielkim zdezorientowaniem. Po chwili zaczął się trząść i krzyczeć wniebogłosy... Oj... dobra... to też niewłaściwe porównanie.
- Ależ spokojnie mój drogi, zły czerwony kocur odpowiedział już za swoje winy. - zapewniał Aideen. Cherub nie zareagował. Jego wewnętrzny mechanizm wciąż przeżywał swoiste trzęsienie ziemi.
- Koo.. łyy...ss... - wykrztusił z siebie. - Setki... setki pen... pen...ta... płon.. ęę.. łyy.. - Aideen pochylił się i ze spuszczoną głową powiedział:
- Zostawcie nas samych. To rozkaz. - Wszyscy znajdujący się w okolicy, jednogłośnie postanowili zmienić miejsce swojej lokalizacji.

- Dobrze bracie, a więc co takiego się stało? - zapytał przyjaznym tonem. Chwilę później postanowił uspokoić Cheruba. Dotknął ręką jego czoła a ten po chwili, zaczął formułować bardziej sensowne zdania.
- Po tym jak straciłem głowę... otaczała mnie nicość.
- Tak to już jest w sytuacjach śmierci - uśmiechnął się. - Tracimy świadomość, myślimy że nie jesteśmy nikomu potrzebni, ale wiesz co? w ostateczności i tak wygrywamy. Wygrywamy dzięki silnej wierze w świętość swoich celów i idei.
- Pogrążałem się w ciemności... - wyglądał na nieprzejętego słowami Aideena. - I wtedy uświadomiłem sobie, że jestem w kołysce... otoczenie w którym się znajdowałem zaczęło przybierać barw...
- I co działo się dalej?
- Pokój w którym się znajdowałem był cały w odwróconych pentagramach. - odparł. Mina Aideena stała się grobowa. Przerażony zaczął wsłuchiwać się w kolejne słowa relacji swojego młodszego brata.
- Obstawiam, że były namalowane krwią... i to świeżą krwią... te wszystkie smugi... te wszystkie zmiany biegów czerwonych rzek... Przepraszam... nie mogę... - zaczął szlochać.
- Muszę znać szczegóły, więc postaraj się. To wszystko dla naszego dobra.
- Więc... - spróbował. - Wszystkie pentagramy w jednym momencie zaczęły płonąć. Ujrzałem wtedy trupiobladą osobę, która pochylała się nad kołyską. - Aideen poczerwieniał. Jego tętno zwiększyło się kilkukrotnie.
- Nie robiła nic. Po prostu stała i gapiła się na mnie. Czułem jakby spoglądała wgłąb moich marzeń, uczuć... Jakby chciała znaleźć coś, co sprawi, że zapamiętam to spotkanie na długo...
- Nie mówiła nic?
- Powiedziała... powiedziała po kilkudziesięciu minutach... Ale to po tym jak wypaliła mi powieki... - Aideen nie dowierzał.
- Zrobiła to sama z siebie. Sam nie wiem jak... - Cherub spoglądał na swojego rozmówcę. Sam nie wiedział, kto boi się bardziej, ale był świadomy jednego... musiał dokończyć swoją opowieść.
- Powiedziała, że "Dobra nowina ma nadejść już niebawem". Jak myślisz, co to znaczy? - zapytał.
- Nie wiem... Muszę... muszę... porozmawiać z Lily. Dzięki za rozmowę... - powiedział lekko speszony. Chwilę później oddalił się w stronę Lilyness.

- Lily, musimy pogadać! - wykrzyczał zdenerwowany Aideen. Dziewczyna patrzyła na niego ze zdezorientowaniem.
- O co chodzi? - zapytała.
- Nicolette... Objawiła się Urielarowi.
- Lazarius został uwolniony. To wcale niedziwne, że Tenebris zaczyna pozostawiać po sobie ślady. Urielar miał niebywałe... nieszczęście że trafił akurat na Arcycesarzową Willow. Musimy zaostrzyć nasze bezpieczeństwo. Nicolette na pewno nie kontaktowała się z nami bez powodu. Osoba, która jednego dnia jest kochającą matką, a dwadzieścia cztery godziny później morduje z premedytacją wszystkie swoje dzieci, obcina im głowy, a ciała podpala w ogniu, który pochłonął wcześniej cmentarne krzyże... i robi to wszystko przez jeden "Gest", jest z pewnością osobą, której powinniśmy się obawiać. - Aideen spoglądał na Lily z powagą. Na dalszy plan zeszła składnia jej wypowiedzi, a także wszystko co z nią związane. Pogrążony w myślach starał się znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Dla własnego dobra... nie mówmy im o niczym... Muszą się zintegrować...
- Naprawdę sądzisz, że to teraz takie ważne?
- Najważniejsze siostro... Rozmowa z Gwiazdami musi być szczera i wynikać z silnych relacji. - stwierdził.

Przysłuchiwanie się rozmowie osób, mających najwięcej do powiedzenia w Niebie, zdecydowanie popsuło moją psychikę. Nie wiem na ile, ale wiele wskazywało na to, że miałam się o tym już wkrótce dowiedzieć.

Postanowiłam sprawdzić jak miewa się Maven. Dziewczyna najprawdopodobniej wciąż tkwiła w tym dziwnym uczuciu, które było połączeniem szoku i jeszcze większego szczęścia. Myślała i myślała. Zastanawiała się, co tak naprawdę się stało. Wiedziała, że miało miejsce coś, co przekracza jej pojęcie o egzystencji we wszechświecie. Wiedziała, że prawdopodobnie nie zrozumie o co chodzi, ale jednak jej zadziorny charakter, decydował się na podjęcie walki.
- Niezbadane są ścieżki Alphy... hee heee heee - wymamrotał Ciszu, klepiąc ją po włosach. - Dziewczyna chciała na to jakoś zareagować, ale Theoseres był szybszy.
- Muszę się napić rumu... Gwarantuję, że przy tym się lepiej myśli.. heee heee heeee... - zaśmiał się. Maven, choć przez chwilę na niego dziwnie patrzyła, w końcu zrozumiała, że to wcale nie taki zły pomysł.
Udała się razem z mopsem do okolicznego bufetu.

Lennabeth rozmawiała z Drużyną pierścienia. Przepraszała ich za to, że przez "ten cały czas", była jedną wielką, okropną wiedźmą.
- Wciąż jesteś wiedźmą... wiedźmo... - nie krył zażenowania Bulbo. Choć starał się brzmieć poważnie, nieszczęsny los zdecydował się zedrzeć z niego pokerową twarz i kazał mu się roześmiać.
- Wszyscy czasem żałujemy swoich decyzji Lenna... - uśmiechnął się przyjaźnie. - Ja na przykład żałuje tego, że chciałem uciec.
- Ja też ! - wykrzyczał Lowelas.
- I ja... - niczym osioł ze Shreka, dorzucił Bobromir.
- Mimli Mimli Mimli - odparł może mniej kanonicznie ostatni z paczki. Rozmowa przeszła w końcu na chęć poznania czarnej magii.
Bobromir poprosił wiedźmę o naukę magii Voodoo. Stwierdził, że każda umiejętność przyda się w walce o lepsze jutro.
- Musiałabym stworzyć czyjąś lalkę... - zaczęła... - A to nie jest takie łatwe...
- ZRÓB LALKĘ TEGO DZIADA CISZA! - wykrzyknęli niemal jednogłośnie.
- Jest mi to w zasadzie obojętne, kto stanie się ofiarą. Jestem tak średnio przywiązana do naszych... ehmm ehmm.. nowych znajomych. To przykre, wiem. - stwierdziła. - Jeśli dostanę kawałek włosów Theoseresa, będziemy mogli na ten temat porozmawiać.

Konwersację usłyszał przechadzający się w okolicy Dawid.

Ja z kolei uczestniczyłam w integracyjnym spotkaniu Viviliona i Oliviera. Obaj panowie patrzyli na siebie wrogo. Jeden najpewniej wciąż nie był przekonany co do mojego księcia z bajki, a drugi, sam książę zresztą, głośno przejawiał irytację, którą wywoływał u niego ten pierwszy.
- Rozmowa z panem to czysta przyjemność... - stwierdził Vivilion. Ze wszystkich sił starał się zachować normalny rytm oddechu i uśmiech na twarzy.
- Doprawdy? - zadał retoryczne pytanie. - Z panem również... - odparł, przygryzając przy tym wargi.
Cała sytuacja należała do tych, które Ciszu bardzo chętnie określiłby mianem "żenujących hee hee heeeh". Nie chciałam jednak pogarszać i tak zaognionego konfliktu.
- Mówiłam już wam jak bardzo kocham was obu? - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Jesteście dla mnie całym światem... i nie wyobrażam sobie kolejnych dni mojego życia, w których... - tu przerwałam. Moim oczom ukazał się dosyć niepokojący widok. Wydawało mi się, że obserwuje nas jeden z aniołów. Niby zwykła sytuacja jak w Niebie. Wszyscy z ciekawością obserwują osoby, które zginęły, które jeszcze kilka, kilkanaście godzin temu się do nich modliły. Obserwują, podziwiają i pokazują, że jednak warto było się modlić... Okej... Jest to zrozumiałe.
Ale... czy ktoś może mi wytłumaczyć obecność istoty bez gałek ocznych, z wielkimi czarnymi dziurami w ich miejscu... dziurami przeciekającymi krwią...? Istota spoglądała na mnie i najprawdopodobniej kpiła z nas wszystkich, o czym świadczył jej szyderczy uśmieszek.
Spojrzałam na Oliviera i Viviliona... i wtedy przeraziłam się jeszcze bardziej... Obaj panowie wyglądali na takich, którzy zatrzymali się w czasie. Z całym otoczeniem było całkiem podobnie. Wszyscy tkwili w sytuacjach, które zapoczątkowali przed tym tajemniczym zdarzeniem. Istota wciąż na mnie spoglądała, a ja... a ja nie wiedziałam co zrobić... Postanowiłam zamknąć oczy i dokończyć swoją kwestię.
- w których... was nie ma. - powiedziałam ciut szybciej niż to wcześniej zaplanowałam. Huuh... całe szczęście...
Vivilion, Olivier i cała okolica w jednym momencie wrócili do normalności. Przedziwny stwór zniknął, a ja mogłam odetchnąć z ulgą.
Patrząc na uśmiechniętego chłopaka i wujka, wiedziałam, że osiągnęłam swoje, a obaj panowie w końcu dojdą do porozumienia.
- a teraz pozwólcie, że się położę... - powiedziałam ze zdezorientowaniem. - Za mną ciężki dzień... - starałam się jakoś wytłumaczyć swoją ucieczkę.

Zanim zasnęłam spojrzałam w stronę Maxwella i Emmelie.

Z tego co zrozumiałam, przez długi czas rozmawiali o przeżytych przygodach. Od czasu do czasu patrzyli sobie w oczy i mieli z tego wzajemną frajdę.
- Nieszczęśliwie się zakochałeś… tak… jakie to przykre… - wymamrotała Emmelie. – Ty przynajmniej nie zostałeś odcięty na nieskończoność od swojej drugiej połówki. Mogę Cię zapewnić, że każde uczucie wygasa najpóźniej po 400 latach. – śmiała się ze swoich wywodów.
Maxwell podzielał jej radość. Cieszył się razem z nią. Razem z nią przeżywał każdy uśmiech, każdy powrót do przeszłości, a także każdą pouczającą anegdotę.
- Pewna siebie, ale jednak pesymistka.. heeeh.
- Pesymistka realistka… powiedziałabym. Życie mój drogi Maksiu nie ma żadnego sensu. Nieważne jak bardzo się staramy, nic z tego nie wychodzi. Jesteśmy skazani tylko i wyłącznie na siebie.
- Heeeh. Zastanawiające, że natchnieni również wspomnieli o naszej parze.
- Coś sugerujesz?
- To, że mieli nierówno pod sufitem. Heheheh- uśmiechnął się Maxwell. – Nie mam zamiaru brać udziału w szopce, w której będą Vivilion i Alysia. Zbojkotujmy to. – zachęcił.

To... było za dużo jak na jeden dzień. Postanowiłam się zdrzemnąć. Spałam dobre kilkanaście godzin. No co? Nie śmiejcie się! W końcu mi się należało...

Obudziłam się, licząc na to, że dzisiejszy odcinek z serii "Nie ma to Jak w Niebie", okaże się choć trochę przyjemniejszy. Jak się pewnie domyślacie… myliłam się.

Spostrzegłam Evana, rozmawiającego z Celestine. Przepraszał dziewczynę za ostatnie zdarzenie w Hadesie. Twierdził, że to co zrobił, było naprawdę nie na miejscu. Przepraszał za porywczość.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnęła się Cellie. – Czasami wszyscy jesteśmy porywczy i czasami ciężko nam się powstrzymać. Dopiero po jakimś okresie, zaczynamy rozumieć swoje błędy, wiemy co zrobiliśmy źle i wiemy co robić, aby nasze życie od tego momentu było lepsze – stwierdziła. Evan patrzył na nią ze zrozumieniem i jeszcze większą pokorą.
Kiedy jednak zobaczył Talię, stwierdził, że to najwyższy czas, aby spróbować zagadać.
- Talio, musimy porozmawiać. – zaczął. Odszedł z dziewczyną kilka metrów dalej i próbował wmówić jej jakieś niestworzone rzeczy.
- Słucham? – nie kryła zdziwienie dziewczyna.
- Nie chcę owijać w bawełnę… Ale uważam, że sam jestem Natchnionym… Uważam, że…
- Że?
- Że powinniśmy być razem i razem porozmawiać z gwiazdami.
- Raczysz żartować?
- To znak od Alphy… Siła wyższa… To przeznaczenie! Musimy być razem! – był święcie przekonany o istocie swoich słów. Reakcja Talii nie była raczej taka jakiej oczekiwał. Dziewczyna go wyśmiała i kazała mu się trzymać jak najdalej od niej.

Evan, którego wszyscy olali usiadł na jednej z okolicznych ławek i zaczął rozmyślać. W jego głowie zapoczątkował się jakiś misterny plan.

Miało miejsce kolejne towarzyskie spotkanie Laylii i Delayi.

- Słuchaj, poznałam kogoś… jest taki uroczy…
- Zakochać się w Niebie… Hmm… bardzo ambitnie. – uśmiechnęła się Delaya. – Jak nazywa się ten szczęśliwiec?
- Aideen. – powiedziała lekko speszona. Delaya bardzo się zdziwiła.
- Okej… tego się nie spodziewałam. No, ale z drugiej strony… Jeśli Ci się podoba, to przecież… - tu przerwała. Stolik przy którym siedziały obie panie, w jednym momencie zajął się ogniem. Przerażone dziewczyny pobiegły w stronę aniołów.

Layla rzuciła się w ramiona zdezorientowanego Aideena.
- Jak miło… - nie krył zdzieiwnia. – Co się stało moja droga? – zapytał. La-Sheei milczała. Prawdopodobnie przerosła ją cała sytuacja.
- Aideen… tak? – zaczęła Delaya. – Czy wasze stoliki mają czasami skłonności do samozapłonu? – Aideen wyglądał na przerażonego.
- Więc twierdzisz, że stolik zapłonął sam z siebie? – zapytał
- Zanim to zrobił, pojawił się na nim odwrócony, czerwony pentagram… - powiedziała Layla, wciąż tuląca się do Aideena.
- Dziewczyny, idźcie do swojego pokoju. Gwarantuję, że wszystko zostanie wyjaśnione. – stwierdził chłodnym tonem.

Chwilę później udał się do Evangelagena. Zamierzał z nim porozmawiać o zaistniałej sytuacji.

- Obawiam się, że wśród nas jest jakiś szkodnik.
- Co masz na myśli?
- Mamy szpiega z Tenebris. – powiedział z przekonaniem. Evan popatrzył na niego ze zdziwieniem, ale po chwili stłumił tą emocję. Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
- Myślę, że wiem o kogo chodzi.
- Naprawdę? – nie krył zaskoczenia.
- Ż. Art… Alpha jeden wie ile tak naprawdę nie żył. Jestem pewien, że ma kontakty z Tenebris.
- To nie za mało jak na oskarżenie? Zarzucasz mu poważne przewinienia.
- Bawił się w nekromancję. Wskrzeszał inne osoby. Myślę, że to wystarczająco by twierdzić, że jest podejrzanym.
- Myślisz, że powinniśmy go postawić przed faktem dokonanym? – zapytał Aideen.
- Mam pewien plan… - zaśmiał się Evangelagen.

Obaj panowie mówili od teraz szeptem, wiec nie usłyszałam o czym tak naprawdę mówili. Zdecydowałam się zobaczyć jak miewają się Genesiss i Iris.

Wielki Mag uczył Walkirię czarów. Dziewczyna wyglądała na zachwyconą jego umiejętnościami, poświęceniem czasu a także… prawdopodobnie chęcią jej zaimponowania. Niby nigdy nie byłam zawodową shipperką, ale wiedziałam, że w przyszłości będzie coś między tą dwójką.
Podczas jednej przerwy Iris i Genesiss zdecydowali się na spacer. Dołączyli do nich Autor, Olexo, Doktor i Izzy.


- Zapewne nie dane było nam się jeszcze spotkać – powiedział z uśmiechem na twarzy Genesiss. – Jestem Genesiss i to ja stworzyłem podwaliny Uniwersytetu Magii. Nieliczni nazywają mnie najpotężniejszym magiem jaki kiedykolwiek do tej pory istniał.
- To zastanawiające… - zaczął Doktor. – Z czasów z których pochodzę magia nie jest nikomu potrzebna. Przyszłość stworzyła wiele schematów, które pozwalają urzeczywistniać swoje marzenia... i to własnym sposobem myślenia.
- Z jakiego właściwie jesteś czasu? – zapytał Mag. Kątem oka zerknęłam na rozmawiających Olexo, Autora, Izzyego i Iris
- O, Iris – zaczął Olexo.
- O, Iris – powtórzył Autor.
- Hej chłopcy. – powiedziała z uśmiechem na twarzy. Ich rozmowa toczyła się głownie tematów ściśle przyrodniczych. Olexo pytał Iris czy w czasie swojej kariery widziała już jakieś Snurlazy. Dziewczyna stwierdziła, że tak i to nawet nie jeden raz. Stwierdziła jednak, że było to na początku jej kariery i przez to uznała ich za sługi ciemności… tak jak 99% przypadków.
- To niedopuszczalne Iris… zawiodłem się… - stwierdził zdezorientowany Olexo. Walkiria zapewniła go, że teraz takiego błędu już by nie popełniła. Powiedziała to z uśmiechem na twarzy, który rozjaśnił Olexowii wszystkie wątpliwości.
Uśmiech zainteresował jednak również i Izzyego.
- Ładnie się uśmiechasz. – stwierdził.
- emm.. dziękuję. – nie kryła zdziwienia. Genesiss wciąż rozmawiający z Doktorem, spoglądał wrogo na swojego potencjalnego konkurenta.

Autor stwierdził, że nikt go nie lubi, a ignoruje go cały wszechświat. Postanowił porozmawiać z Mątkiem. Rozmawiali o stosunkowo błahych sprawach, poruszali zwyczajne tematy o tym czy „Boczke” zdoła przejąć władzę nad wszechświatem i pokonać Lazariusa. Mątek narzekał, ze nie chce mu się tu być i, że najchętniej to pooglądałby jakieś Top Model.
- Myślisz, że te wszystkie Anioły mogłyby wziąć udział w Top Model?
- Myślę, że w kreacji boczkowej to z pewnością. Żodyn z nich nie wie, żodyn… nie wie, że jestem światowej sławy projektantem mody. Najchętniej to bym zobaczył Cisza w mojej mięsnej sukience.
- Oj Mątuś Mątuś… - nie krył zdziwienia Autor.
- NO CO – zapytał, wcale nie akcentując pytajnika.
- Myślę, że trzeba znaleźć Ci jakąś kobietę… - stwierdził Autor. Zaczął rozglądać się za potencjalną kandydatką na drugą połówkę Mątka. Wypatrzył kilka ładnych istot i właściwie był już gotowy mu o nich powiedzieć.
- A co myślisz o…? – Autor nie dowierzał. Spojrzał na swojego rozmówcę. Na jego szyi widniała potężna, krwawiąca rana. Jego koszula z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej czerwona, tworząc kontrast z rudym kolorem włosów. Oczy Mątka momentalnie zamieniły się w odwrócone, czerwone pentagramy. Przerażony kret zaczął krzyczeć. Mrugał przy tym oczami w tempie, które można było porównać do prędkości światła.
- No i czego się drzesz jak baba? – zapytał zdezorientowany Mątek. Autor zrozumiał, że jego przyjaciel wrócił już do normalności. Nie chciał powiedzieć nikomu o przedziwnym zdarzeniu, jakiego był świadkiem.
- W sumie… to masz rację. Te wszystkie laski to jakieś totalne pasztety… Nie dziwię się, że krzyczałeś – powiedział miłym, przyjacielskim tonem. Poklepał Autora po ramieniu i zaczął inny temat, dotyczący swojego mięsnego imperium mody.

Reksio, Kretes, Kari-Mata Hari i Molly dołączyli do rozmowy Kogutów z Haywoodem.

- A pan panie Wilku to jak trafił do Nieba? – zapytała Molly.

- Paradoksalnie nijak. Myślę, że byłem zbyt genialny, a mój intelekt przekraczał wszystkie poziomy przysługujące istotom ziemskim. Pewnego dnia ukazała mi się Lilyness i stwierdziła, że Niebo potrzebuje takich jak ja. To w sumie dobrze. W moim kraju nie było pracy dla ludzi z moim wykształceniem.
- A co pan takiego wynalazł? – zapytała Kari-Mata Hari.
- Wiele oj wiele. Na pewno udało mi się zrewolucjonizować środki transportu. Stworzyłem latające samochody, dodałem maszynom własnej inteligencji, a nawet byłem w trakcie pomysłu na urzeczywistnienie komiksowych supermocy.
- Heeheh- zaśmiał się Kretes. – Ja to zawsze chciałem być Batmanem… - powiedział. Prawdopodobnie nie był świadomy tego, że jego słowa zapoczątkują nową, niezwykłą historię.

Czarnoksiężnik wrócił do Api, rozmawiającej ze starymi znajomymi.

- Hahaha, nie… nie… spokojnie – zaśmiał się Serphan. – Znalazłem inną drugą połówkę… - tu wskazał na Marylina.
Czarny popatrzył z obrzydzeniem na dwóch osobników.
- Ale jak to? Podobno homoseksualizm to grzech! – nie krył zażenowania.
- Wszyscy jesteśmy grzeszni… - stwierdził Marylin. – Jesteśmy śmiertelnikami i naszym przeznaczeniem jest grzeszyć. Koniec końców i tak wszystko zostanie nam wybaczone… Taka już ta egzystencja.
Czarny postanowił zmienić temat i zapytał Marylina dlaczego zniknął i czemu tak dziwnie przez ten cały czas się zachowywał.
- To w sumie ciężkie do wyjaśnienia. Jasmine mówiła, że trafiłem na punkt, zwany pułapką przestrzeni. W największym omówieniu… Ten kto w nią wejdzie rozdwaja się na dwie różne projekcje. Jedna z nich jest bezmyślną kopią, która istnieje w danej rzeczywistości tylko po to, żeby nie zaburzyć między-przestrzennego ładu oraz drugą… która trafia do zupełnie innego miejsca, która wie gdzie jest i musi przejmować się problemami miejsca, w którym się znalazła.
- No… to można powiedzieć, że wpadliśmy… - powiedział z uśmiechem na twarzy Serphan. Nie zdawał sobie sprawy, że zdanie, które wypowiedział zabrzmiało w jednoznaczny sposób.
- Po całej akcji z nieudanym ślubem, sam trafiłem na coś podobnego. Los chciał, że razem z Marylinem znaleźliśmy się w tym samym miejscu. Razem zmagaliśmy się ze światem, opanowanym przez mumie z toaletami zamiast głowy. Walczyliśmy dzielnie i… wygraliśmy.
Po tym jak Lazarius wyszedł na wolność, Jasmine i Matthew sprawili, że poczuliśmy się wniebowzięci… zresztą… to już nie pierwszy raz… - stwierdził.
Czarny zbulwersował się słowami swoich rozmówców. Stwierdził, że są obrzydliwi. Chciał już nawet uciekać, ale powstrzymała go Api.
- Oj zostań… To co mówią jest bardzo ciekawe… - stwierdziła. Ja raczej byłam zwolenniczką poglądów Czarnoksiężnika i zdecydowałam się na zmianę obiektów obserwacji.

Layla rozmawiała z Aideenem przy tym samym stoliku, co ostatnio. Dziewczyna chciała się dowiedzieć, co stało się podczas jej rozmowy z Delayą. Niepokoiła się. Wiedziała, że Diego jest w niebezpieczeństwie. Była świadoma tego, że tylko ona z pomocą kilku osób może mu pomóc.
- Nie martw się… - próbował ją pocieczyć. – Zleciłem Evangelagenowi zbadanie całej sprawy. Jest to osoba bardzo kompetentna i z pewnością wyjaśni, kto stoi za tą całą szopką. – starał się być przekonywujący. Dziewczyna nie przyjęła tego z większą aprobatą. Miała wątpliwości co do wypowiadanych przez niego słów.
- Chcę udać się do Zmierzchu Świtu – powiedziała z przekonaniem. Wyglądała na pewną swojej decyzji i gotową do walki o swoje cele. – Tylko… nie chcę iść sama… - powiedziała z onieśmieleniem.
Aideen złapał dziewczynę za rękę, patrząc jej prosto w oczy. Layla odwzajemniła ten gest, uśmiechając się szczerze. Jej serce z pewnością biło kilka razy mocniej, co można było równie dobrze powiedzieć o sercu Aideena.
- Wiesz co? – zapytała. – Może… jednak nie śpieszmy się z tą wycieczką? – zasugerowała, wciąż nie zniżając oczu.
- Dlaczego?
- Cieszmy się tą chwilą…

Spojrzałam w stronę Slendera. Integrował się w tym momencie z Delayą. Była władczyni rodu Hammerfall dowiedziała się, że Kret bez Twarzy tak naprawdę nie miał jeszcze nigdy dziewczyny.
- Oj nie martw się… - pocieszała go. – Może nie jesteś zbyt przystojny… ale lubisz się przytulać. To wielki plus. Znam kilka kobiet, które zamieniłoby tą cechę za wygląd. Na pewno jeszcze kogoś znajdziesz.
- Naprawdę chcesz mnie z kimś zeswatać? – zapytał Kret Bez Twarzy.
- Tego jeszcze nie powiedziałam… ale… zobaczę co da się zrobić. – uśmiechnęła się.

Do rozmowy przyłączyli się Theoseres i Maven… oboje raczej niedysponowani.
- Hee heee heee Slendi, szukasz dziewczyny… - zaczął. – Mam tu piękną kandydatkę… Jest klaczą i bardzo by chciała, by ktoś jej dojeżdżał. Hee hee heeee. – powiedział bez ani chwili zawahania.
Delaya nie chciała przysłuchiwać się tej prymitywnej rozmowie. Razem ze Slenderem postanowiła zmienić swoją lokalizację. Maven, choć może i podobnie jak Ciszu, nie była w formie, miała w sobie na tyle siły, by się zbulwersować i kopnąć go kopytem w twarz. Theoseres miał więc kolejny raz okazję do oglądania gruntu z najbliższej możliwej odległości.

- I ty myślisz, że ja nie powiem tego wszystkiego Heavensiss? Theoseresie, jesteś w poważnym błędzie. Razem z Radą rozważam przeniesienie Cię do Straży Edenu. – usłyszał chwilę później głos Lily. Podniósł się z ziemi, wypluwając przy tym kilka zębów. Nigdzie nie widział dziewczyny, którą obraził. Widział jedynie Lilyness, która wrogo spoglądała z góry w jego stronę.
- Zachowujesz się niedopuszczalnie… Gdyby tylko Heav tu była… już by się dowiedziała… - powiedziała Córka Gwiazd ze zdenerwowaniem. Nie była jednak świadoma tego, że jej słowa będą mieć o wiele szybsze odzwierciedlenie w rzeczywistości, niż by się tego spodziewała.

- LILY! – usłyszała głos. Jej oczom ukazał się przedziwny hologram.

- Heav, to ty?! Jak… Jak to możliwe?
- Nie pytaj o szczegóły… coś ewidentnie jest tutaj nie tak…
- Mój ssss…. – nie krył ekscytacji Ciszu. Lily nie zamierzała dopuścić do rozmowy z jej pijanym narzeczonym. Pstryknęła palcami i odesłała go do ciepłego i przytulnego łózka.
- Pośpieszcie się… Może to zabrzmi śmiesznie, ale… boję się…. Wyczuwam coś innego… coś potężniejszego… coś potężniejszego od magii Nestardiela… - powiedziała z przekonaniem.
- Wciąż nie możesz się wydostać?! Jak wygląda sytuacja?!
- Źle… bardzo źle… Wciąż tkwię w pułapce, którą zapieczętował Nestardiel… Obawiam się, że mroki Tenebris dosięgają nawet i jego kryjówkę… Smoki… smoki żywiołów… zaczynają się bardzo dziwnie zachowywać… Sama nie wiem jak to określić… Błagam was… pośpieszcie się…
- Mogę porozmawiać z Nestardielem? W końcu chodzi mu tylko i wyłącznie o mnie! To przeze mnie zniszczył wyższe wymiary…
- Nest nie pojawia się od kilku dni. Sama nie wiem co się z nim dzieje… Leviathan też dziwnie milczy… Naprawdę bardzo się niepo… - Heavensiss zaczęła piszczeć. W tle dało się usłyszeć opadnięcie potężnych bloków skalnych, najpewniej ściany albo drzwi. Parę chwil później, zniknął jej hologram.


Wt, 24 mar 2015, 13:24
Zgłoś post
Żaba
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40
Posty: 1641
Lokalizacja: student
Naklejki: 5
Post Re: The Celestial War
Czeeekajcie, coś się pogubiłem. No ale ten ksiądz Popiełuszko to naprawdę miły facet. Heee heee heeeh.

Cytuj:
Łyknął wina ze Świętego Graala.


A więc mamy problem. Wyprawa, która miała na celu uwolnienie Cisza i Heav, przerodziła się w wojnę, w której wszyscy zginiemy, jeśli przegramy. Lazariusowi się namieszało w łebku i se myśli, że może pokonać Jestem, Który Jestem. Niedoczekanieeee... Ale chcę przypomnieć, że mamy Ojca, Syna i Ducha Świętego, więc nie powinno być problemów. Zastępy niebieskie se poradzą, heeh heeeh heeh.

Cytuj:
Art przez cały czas okazywał beztroskę, nie zauważając nawet, że Kielich Ostatniej Wieczerzy zaczął robić się jakby ciemniejszy i matowy. Podszedł do Evana.


No czołem, Serafinie! Jak tam zdrówko? Który psalm ostatnio śpiewałeś? Hee heee heee. A w ogóle, zapoznasz mnie z przewodniczącym chóru Tronów?

Cytuj:
Mimo protestów Sześcioskrzydłego, Art pociągnął go w stronę budynku ze świecącym neonem "Chori Caelorum", to jest Chóry Niebiańskie. Skręcili za róg, a wtedy blady kret przycisnął anioła do ściany i, wymachując Graalem, wycedził przez zęby:


Nie wtranżalaj się do Cellie, jasne? Ona za mną szaleje i nigdy nic do ciebie nie poczuje. I nie próbuj nawet myśleć, że mogę być szpiegiem Tenebris. Dobrze wiem, kto mógłby nim być i nie jest to przynajmniej nikt z Forum. A Tenebris nie ma tu żadnej władzy, bo jest zwalczane przez niebieskie Lux, czyli światło. Zdążyłem nawiązać pewne kontakty z Tymi Na Szczycie Szczytów i jedno słowo przeciwko mnie, a masz problem. A teraz idź do Aideena i powiedz mu, że nie mam nic wspólnego z Tenebris - nikogo nie wskrzeszałem i nie mam związku z nekromancją, to Lennabeth mnie zabiła i wskrzesiła. Jej się czepiaj.

Cytuj:
Po chwili z nieco zbyt dużym uśmiechem wrócił do reszty grupy. Święty Graal zaczął rdzewieć, a kilka rubinów odpadło.

_________________
– Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie.
– Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!


Mistrz i Małgorzata
<3

Moderuję na pąsowo bo mogę.


Wt, 24 mar 2015, 14:06
Zgłoś post
WWW
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Narrator napisał(a):
Czarny spojrzał groźnie na czwartą ścianę i Dizla. Nie był homofobem. Nie aż takim. Spojrzał jeszcze w kierunku budynku Chórów i ujrzał Arta i Evana.

Przepraszam na chwilę.
Narrator napisał(a):
Ruszył w tamtą stronę. Może jeszcze nie jest... oczywiście, że jest już za późno. Trudno, trzeba załagodzić konflikt. W pierwszej kolejności podleciał do serafina.

Evan, jestem zawiedziony. Tak twoim zdaniem zachowuje się istota o IQ przekraczającym kilka tysięcy!? Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji złapania niewłaściwej osoby!? Nie skończy się na tym, że ukarzą niewinnego, co już samo w sobie jest złem i nie powinieneś do tego dopuścić. Aideen przestanie szukać szpiega. Tenebris pozna każdy nasz ruch, nasze słabości... przez twoje złamane serce wszyscy możemy zginąć! CZAISZ, RUDY MÓŻDŻKU!?
Teraz pójdziesz do Aideena i wyznasz mu całą prawdę. O tym, jak to było ze wskrzeszeniem Celly, też. Jasne? To dobrze. Idę do Arta. Też należy się mu kazanie.
Narrator napisał(a):
Dogonił kreta w jednej z kawiarni.

Art! Co ty sobie wyobrażasz!? Grozisz serafinowi!? W NIEBIE!? W CYRKU CHAOSU!? Nie dotarło jeszcze do ciebie, że tu siła nic nie da!? Trzeba działać głową i z głową! Już teraz mamy pełno zgrzytów w naszej drużynie, choć wszyscy starają się je zwalczać. A ty urządzasz takie akcje!? Lazarius może nas bez problemu zniszczyć. W dodatku teraz ma szpiega. Pamiętasz, co mówił Aideen? Być może tylko Evan jest w stanie go zdemaskować. A ty, zamiast iść do Aideena albo Lily i wytłumaczyć im całą sytuację, rzucasz groźbami!? Tylko współpraca może nas uratować. Nie możemy sobie pozwolić na takie kłótnie. Przykro mi, ale sprawy sercowe muszą chwilowo odejść na dalszy plan. (Serphan? Groźby karalne? Nie wiem, o czym mówisz.) Mam nadzieję, że wyrażam się jasno!?

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


Wt, 24 mar 2015, 15:34
Zgłoś post
Lord Protektor

Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22
Posty: 2165
Naklejki: 100
Post Re: The Celestial War
Narrator napisał(a):
Autor złamał sobie czwartą ścianę.

Zabiję cię, Dizz. Nigdy bym nie rozmawiał z Mątkiem na temat (ffuuuu) mody. Nienawidzę tego czegoś i nie szanuję modelek, i innych dziwacznych profesji związanych z tym dziadostwem. Spalić to wszystko. I szukanie Mątkowi dziewczyny? Chyba jesteś nienormalny, to jest niewykonalne.
Narrator napisał(a):
Autor się fochnął na Dizla i na Mątka. Poszedł rozmawiać sobie z olexo2 na temat Snurlazów i bolesności :lol:


Wt, 24 mar 2015, 16:00
Zgłoś post
Żaba
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40
Posty: 1641
Lokalizacja: student
Naklejki: 5
Post Re: The Celestial War
Czarny, nie drzyj się. Zrobiłem jak należało. A teraz dobranoc, od początku pobytu w Niebie nie spałem. Myślę, że Lily nie trzeba nic wyjaśniać; jako królowa Nieba jest wszystkowidząca i zna prawdę.

_________________
– Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie.
– Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!


Mistrz i Małgorzata
<3

Moderuję na pąsowo bo mogę.


Wt, 24 mar 2015, 16:17
Zgłoś post
WWW
Bezpieczeństwo Forum
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12
Posty: 2168
Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
Post Re: The Celestial War
No ale jak to tak robić laleczki Cisza, przecież on jest nawet czasem miły... A tak po prawdzie to nie jego wina, że jest trochę nie teges... No chyba, że jest masochistą... Wtedy możecie odprawiać tego voodoo, ile chcecie xD

_________________
Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!
Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie.
Obrazek III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015
Tym kolorem moderuję.


Wt, 24 mar 2015, 16:34
Zgłoś post
WWW
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Uff... cieszę się, że zostałem oczyszczony z zarzutów. Już myślałem, że uwierzycie Malcomowi, który próbował wrobić mnie w tak haniebną zbrodnię. No cóż, dziękuję tym, którzy mi wierzyli i zapomnijmy już o tym, teraz musimy przemyśleć parę spraw. Ale... <nie kończy, gdyż zauważa Autora> Ej, Autorze, zaczekaj! Idziesz do Olexa, to przynajmniej sobie porozmawiamy na temat pewnej rozgrywki oraz tajemniczego koła fortuny. Jest to sprawa niecierpiąca zwłoki.

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


Cz, 26 mar 2015, 19:54
Zgłoś post
YIM WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 387 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 26  Następna strona

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
No nie wierzę, forum działa dzięki phpBB! © 2000, 2002, 2005, 2007, 2010, 2013, 2019 phpBB Group.
Designed forum urobiony przez STSoftware dla PTF.
Tłumaczenie skryptu od phpBB3.PL