Przygody Reksia Forum
https://www.przygodyreksia.aidemmedia.pl:443/pliki/kretes/forum/reksioforum/

Deux Ex Machina
https://www.przygodyreksia.aidemmedia.pl:443/pliki/kretes/forum/reksioforum/viewtopic.php?f=256&t=9597
Strona 2 z 6

Autor:  Czarnoksieznik [ So, 13 lut 2016, 14:57 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Zmutowana ośmiornica z hakiem zamiast ręki dosiadająca Apogiraffe w towarzystwie Nadeera z lodowym mieczem w czapce z kota Kleofasa... Dizel, daj namiar na dilera.
Narrator napisał(a):
Złamał czwartą ścianę Czarny, po czym strzelił z miotacza płomieni w Apogiraffe z nadzieją, że skarpetowy potwór będzie się ładnie palił, a miecz Nadeera łatwo się stopi.

Autor:  Dawid6 [ So, 13 lut 2016, 16:27 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Hm... Lód się łatwo topi, a w tych skarpetkach wyczuwam poliester : )
//najpierw strzela blasterem w skarpetki, potem wyciąga ognisty miecz z ognistej pochwy i atakuje tego dziada, co nie ukradł Księżyca

I tak zginę w tej planszy xDDDD

Lokacja jest tak psychodeliczna, że chyba Nest ją wygra.

Ej PS. nie atakuję jednak tego dziada z lodowym mieczem, tylko tego ośmiornicowego, bo mnie jeszcze pokeball Doka wsysieesese.

Autor:  Lilyness [ N, 14 lut 2016, 11:02 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

- My wcale nie chcemy walczyć. - odparł w tym momencie Nadeer.
- Jak to - zdziwił się Dawid.
- Normalnie. My po prostu czujemy się niedowartościowani, że tak mało było nas w poprzednich planszach. To my powinniśmy zostać głównymi przeciwnikami w Cyrku.
- No nie powiem... tego jeszcze nie było. - zauważyła April, przeładowując swoją strzelbę.
- Nie, naprawdę. Mieliśmy odpowiedni potencjał, byliśmy wystarczająco psychodeliczni, mieliśmy wyjątkowo niecodzienne pasje, charaktery, a także umiejętności, które nie śniłyby się nawet najbardziej naćpanym filozofom.
- A pfff! Wy nie strzelaliście w ogniu do stada pterodaktyli z pistoletu na wodę! - oburzył się Nest.
- Ale jedliśmy skarpety. - stwierdził siedzący na Apogiraffe Maestr.
- Tak bardzo - dopowiedział jego wierzchowiec.
- Hmm... Czemu ta ośmiornica stylizuje się na tego czarnoskórego pana z reklamy Old Spice, a jego... żyrafa... czuje się Piesełem? To jest wyjątkowo psychodeliczne... - wydedukował Doktor.
- Także... Jak już wspominałem - wtrącił się Nadeer. - Nie musimy walczyć. To nikomu nie potrzebne. Po co nadaremno przelewać krew, skoro można się dobrze bawić, a nawet i... potańczyć.
Patryk Urbanek, mówi wam to coś?
- Noo... Ładnie śpiewa. Hihihihi - zachichotał Nest.
- My to ogólnie tylko jego teraz słuchamy. Jedyny słuszny artysta. Piosenka "Witajcie w naszej bajce" jest naszą ulubioną. Razem z Maestrem uważamy, że to nowy wieszcz poezji śpiewanej, ktoś kto za kilkaset lat stanie się postacią bardziej kultową od samego Chopina.
- Czej... Oni tak serio?
- Też się dziwię, Dove... Po czterech rundach totalnego mordobicia... teraz taka odmiana? Coś mi tu śmierdzi... - węszył spisek Czarny. - Dlaczego to nie mogła być runda numer 1? Dlaczego to akurat runda numer 5?
- Łee... to jakaś porażka. Ja liczyłem na kolejną epicką walkę, czekałem na nią cały dzień, a oni to co... Mają przyjazne zamiary. To jakaś paranoja. - stwierdził Doktor.
- W każdym razie... - zaczęła April - Aby przejść do kolejnej rundy, musimy się ich pozbyć. Nadeer i Maestr nie chcą jednak walczyć, a nawet więcej - chcą mieć z nami przyjacielskie relacje. Jakieś propozycje?
- Ja to najchętniej zjadłbym jakieś placki. - stwierdził Doktor.
- A... jakieś inne propozycje?
- To może czipsy? Ale takie... mniej bolesne.
- Dove... grabisz sobie.
- Oho...
- Moim zdaniem nie powinniśmy bawić się w dylematy moralne. Nawet jeśli nasi przeciwnicy, nie mają złych zamiarów, to my musimy je mieć. Może i zabijanie bezbronnych nie jest fair, ale w jakiś sposób musimy dotrzeć do ostatniej planszy
Nie możemy się zatrzymywać. - zabrałam w tym momencie głos.
- Lily ma racje. Musimy się ich pozbyć, nawet jeśli są wdzięczni, mili i chcą wypromować utwory Kretesa. Pamiętamy ich z poprzednich planszy i wiemy jak potwornych rzeczy byli w stanie się dopuścić! Może nie są to te same osoby, ale...na pewno je przypominają.
- Okażmy im po prostu łaskę - stwierdził Nest. - Łaskę, nie Laskę... Dove. - dodał chwilę później spoglądając na wyczuwającego podtekst Dawida - Możemy po prostu zakończyć ich żywot szybko i bezboleśnie.
Doktro, wiesz co robić?
- Wiem - odparł chłodno Doktor.
Kret w garniturze ruszył z miotaczem antymaterii w stronę swoich przeciwników. Szybko przeładował broń, a po chwili pociągnął za spust. Potężna kula antymaterii zaczęła zmierzać w stronę tańczących w rytm muzyki Patryka Urbanka, a moment później pochłonęła ich w całości.
Pozostawiła po sobie tylko 3 przedmioty: Hak Maestra, Kocią czapkę Naadera i jego lodowy miecz.
- Jako, że dzisiaj są walentynki... - wymamrotał Doktor po dokonanej zbrodni, poprawiając przy tym swój krawat - proponuję, aby to właśnie nasze panie otrzymały dzisiejsze zdobycze.
- Doktro, Ty ogierze. - rzekł Nest pełen podziwu. - Nie spodziewałem się tego po Tobie.
- Jestem dżentelmenem i zachowuję się elegancko.
- Nono...

Doktor podszedł w naszą stronę i wręczył mi Lodowy Miecz Nadeera, a po chwili założył April na głowę Kocią Czapkę.
- No nie... Co taki Alvaro się w nim włączył... - nie krył zazdrości Dawid.
Chciał nam jeszcze podarować zdobyty Hak Maestra, ale odmówiłyśmy. Miałyśmy do tej pory wszystkie kończyny, więc nie widziałyśmy potrzeby otrzymania jakiejś dodatkowej.
Kret w garniturze w odpowiedzi, wzruszył ramionami i sam założył hak na swoją rękę.
- I tak... Tobie lepiej pasuje. - stwierdziłam z uśmiechem.

Kilka chwil później staliśmy przed drzwiami prowadzącymi do kolejnej planszy.
- Nikt tutaj nie zna głodu... Nikt tu nie czuje chłodu! i naawet ja nie kłamię! Nikt się nie skarży mamie! Nanana. W sumie to gratulacje. Udało wam się przejść przez kolejną rundę. Może nie była ona nie wiadomo jak trudna, bo nie toczyliście walki fizycznej, ale mimo to wymagała wielu wyrzeczeń. Była walką moralną, w której udało wam się zwyciężyć.
Uroczyście ogłaszamy iż runda numer 5... została zakończona. Przed wami runda numer 6. Trzymajcie bronie w gotowości, Szósta Runda Deus Ex Machina... rozpoczyna się...

Kolejna plansza wyglądała chyba na najbardziej groteskową spośród wszystkich, jakie widzieliśmy do tej pory.

- Gruuu Gruuu Gruuu - stwierdziła na nasz widok krzyżówka gołębia i strażnika Kryształu Tańca Śmierci. Niebieskawe do tej pory Niebo zmieniło swoją barwę na piękną róż. Niecodziennemu zjawiskowi atmosferycznemu zaczął towarzyszyć jakże romantyczny deszcz spadających serc.
Ja i Nestardiel... może to zabrzmi dziwnie, ale poczuliśmy nagłą potrzebę... pocałowania się.

- Lily... Dlaczego gryziesz go po twarzy? - spytał Dawid, przyglądając się naszym... niecodziennym... noo... wiecie.
- Nnie mogę przestać.
- Ja też...
- Hmm, ciekawe czy to show zakończy się ślub... - tu zatrzymał się na chwilę. Dawid ujrzał kroczącego w jego stronę Doktora, który uśmiechnięty od ucha do ucha, posyłał w jego stronę całusy.
- Wtf Doktor co z Tobą...
- Muszę... Cię... pocałować...
- WTF! Wcale nie musisz!
- Muszę!
- Doc...
- Cium Ciuum Ciuuuuum. - Kret w garniturze dopadł Dawida i namiętnie chwycił go za skrzydło.
Kogut odepchnął Doktora i posłał go tym samym na ziemię. Ten jednak nie ustępował. Szybko stanął na łapach i starał się kontynuować swój zamierzony, misterny plan.
Dove w tej sytuacji zaczął uciekać.
- Nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem, Dawidku! Ihihihi! - zapewniał go Doktor.

- Nawet nieźle całujesz... - powiedziałam Nestardielowi od niechcenia, za grosz nie rozumiejąc sytuacji, w której przymusowo się znaleźliśmy.
- To samo mogę powiedzieć o Tobie, Moja Księżniczko. Wiedziałem, że ten moment będzie nieziemski, ale nie sądziłem, że będzie trwał więcej niż minutę... - uśmiechnął się.

Na amory nie wzięło jedynie Czarnego i April. Nietoperz drapał się po głowie, starając się zrozumieć sytuację w której się znalazł.
- Brrr... To ja już wolałem strażnika, który miotał błyskawicami, ział ogniem i na każdym kroku tworzył destrukcję. Ta wersja... jest zdecydowanie bardziej chora...
- A zastanawiałeś się może, co robi tutaj Ryszard Petru?
- Hmmm...

Autor:  Czarnoksieznik [ N, 14 lut 2016, 11:58 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

NIE.
Narrator napisał(a):
Czarny szarpnął nerwowo krawat i urósł do rozmiaru kilku metrów, po czym podszedł do Strażnika, chwycił go oburącz i zaczął walić nim z całej siły o ziemię.

NIE NIE NIE NIE NIE.
Narrator napisał(a):
Cisnął potworem o ziemię, po czym zaczął strzelać bez opamiętania z miotacza ognia, tęczy i serduszek.

ZGIŃ, PRZEPADNIJ, MARO NIECZYSTA.
Narrator napisał(a):
Upewniwszy się, że z przeciwnika został tylko popiół, przeładował miotacz antymaterii i strzelił.

UMRZYJ DO CHOLERY I NIE WRACAJ.

Autor:  Dawid6 [ N, 14 lut 2016, 12:52 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Ej, ogarnijcie się xDDDD
Polecam
LILY, CZEMU GO ZJADASZ.
DOK, CZEMU MNIE CHCESZ ZJEŚĆ.
Koniec tych fanaberii //strzela blasterem w konia Ryszarda

Mój plan jest taki: jeśli Dok się ogarnie, to dobrze, zajmuję się Dulla-Ryszardem i jego bezgłowym koniem z głową. Z dystansu ostrzeliwuję nogi ihaaa, może się ten Petru wykoPetrnie, potem przechodzę do bezpośredniej walki ognistym mieczem

JEŚLI DOK SIĘ NIE OGARNIE, TO ZARZUCAM NA OSZOŁOMIONEGO JEŁOPA PELERYNĘ ODWROTNĄ STRONĄ i zawiązuję gdzieś. Jeśli system się nie przeciąży, to Doktro nie będzie nic widział xDDD Potem plan wcześniejszy.

Autor:  Lilyness [ Pt, 26 lut 2016, 20:24 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Czarnoksiężnik nerwowo pociągnął za swój krawat i urósł do rozmiaru kilku metrów, po czym podszedł do Strażnika.
Rzeczywiście, jego plan był dobry, ale niestety, nie przewidywał wystąpienia elementu zaskoczenia. Gołąb spojrzał na niego ze zdezorientowaniem, a po chwili stwierdził coś, czego nikt nie mógłby się spodziewać.
- Gruu Gruu Gruuu.
Nietoperz pociągnął za swój krawat po raz kolejny i tym samym powrócił do pierwotnych rozmiarów. Po fakcie dołączył do Doktora, próbującego za wszelką cenę pocałować Dawida.
- CZARNY TY TY... Ty....
- Dawidku, chodź tu... - stwierdził.
- Dawidku?! - oburzył się Dove.
- No, Dawidku. Od lat czułem, że powinno być coś między nami. To uczucie jest naprawdę...
- Większe od nas samych! - dopowiedział Doktor.
- Ale kurde, jełopy, ja hetero jestem, lubię tylko grzeczne dziewczynki... te niegrzeczne też... a wy to co...
- Musisz być nowoczesny!
- Nowoczesny jak ja! - stwierdził Doktor, posyłając w biegu kilka buziaków w stronę Dawida.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale bardzo mi przykro, że nikt do tej pory mnie nie zauważył. Kilka miesięcy temu, byłem jeszcze wszędzie, a teraz... Teraz to ja proszę państwa, czuję się oszukany. Przedstawię się więc. Mam na imię Ryszard i zgodnie z panującym wszędzie przekonaniem, iż wszystkie Ryśki to fajne chłopaki, ja również jestem fajny.
Także prosiłbym o chwilę uwagi. - stwierdził milczący do tej pory jeździec.
Za kilka lat zamierzam kolejny raz kandydować na fotel prezydenta i liczę na wasze pop... - tu przerwał.
W stronę Ryszarda uderzył potężny strumień wody, który w sposób dość brutalny, zrzucił go z... niecodziennego wierzchowca.
To była April. Różowłosa bohaterka strzeliła w przeciwnika ze swojego działa i sprawiła tym samym, że jeździec znalazł się na drugim końcu pomieszczenia.
Pobudziła tym jego towarzysza z głową psa.
- Wow. April taka silna. Wow. Kto by pomyślał. Uszanowanko, Soczek. Szoczek znaczy. Pieseu taki nieporadny. Tak bardzo. Heheszki.
- Czym... Ty... jesteś?
- Tak bardzo Pieseu, Uszanowanko. Ryszard taki biedny, wiedziałem że przegra. Hasztag Niespodzianka, No nie. Nie wierze. Wow.
April przełknęła ślinę i przymrużyła oczy.
- Różowe włosy tak bardzo niemodne. Wow. April przełyka śline. Wow. Nie pomyślałbym o tym. Ja też tak chce. Wow. Nie może być. Tak bardzo mrugu mrugu. Grumor bardziej silny. Wow zaraz ją zakocha. Wow, nie mogę się doczekać. Hasztag Ferst Dejt.
- Grumor? Masz na myśli tego...?
- Grumor tak bardzo gołomp, bóg miłości niewyżyty wow. Takie przyjemne. Czeka na oklaski. Wow, uszanowanko to nie mówi. Woli Gruu Gruu wow Gruu.
Dziewczyna nerwowo chwyciła za miotacz wody i go przeładowała. Gdy Grumor zbliżył się w jej stronę, wycelowała w niego i pociągnęła szybko za spust.
Gołąb momentalnie się zdematerializował, a wystrzelony strumień wody uderzył w jedną ze ścian pokoju.
Nim April się zorientowała, Grumor stał już za nią i uraczył ją swoją ulubioną sekwencją wyrazów.
- Wow, Kto by pomyślał. Szok i niedowierzanie. April się zakochała. Oho, ale się porobiło. Ty czekaj czemu ja mówię jak Autor wow. Pieseu taki nieporadny. Hohoh. Wow
Pies, choć mówił chaotycznie jak niejeden z narratorów, albo przynajmniej głos z Deus Ex Machina, miał tym razem rację.
Dziewczyna zaczęła pałać wielkim uczuciem do leżącego na ziemi Ryszarda.
- Panienko, co panienka wyczynia? Ja żonaty jestem!
- Nie przeszkadza mi to. Naprawdę. Zawsze interesowali mnie politycy...
- Może chociaż zmienimy otoczenie? Przez panią zrobiło się tu bardzo mokro.
- I tak będzie mokro! Ja widziałem tego typu rzeczy na takich różnych filmach no i ja wiem jak to się skończy! - stwierdził wciąż uciekający Dawid.
- Ona zostanie na tratwie, a Ty, choćbyś nawet mógł na nią wejść... i tak się utopisz! - dorzucił chwilę później. Kogut zaintrygowany swoim wyszukanym żartem, uśmiechnął się na duchu i pewny siebie, wciąż unikał napastowań swoich przyjaciół. Sęk jednak w tym, że w pewnym momencie stracił nad tym wszystkim kontrolę. Potknął się o leżący na ziemi kamień i momentalnie się przewrócił. Nie minęła chwila, a ujrzał stojących nad nim Doktora i Czarnoksiężnika.
- Oho. Wow. No nie wierze. - odezwał się w tym momencie Pieseu. - Będzie pikantnie. Hasztag Kamień z Napisem Love, Wow. Nawet bardzo. Wow. Dawid jest w takich tarapatach. Wow, Taki biedny, Wow, Czy ktoś jeszcze mówi wow do niego Dawid? Wow.
- Doc, mam plan. Weź miotacz materii i pozbaw go wszystkich kończyn. Wtedy już nam nie ucieknie. - zaproponował Czarnoksiężnik.
- Ej, ale to ja kocham Dawida, a nie Ty. - odburknął mu kret w garniturze.
- Jak to...?! - oburzył się Czarny.
Między dwoma panami rozpętała się niemała bójka.

Grumor uśmiechnął się w psychopatyczny sposób.
Podszedł do mnie mnie i Nestardiela, tkwiących wciąż w pocałunku i kolejny raz powiedział swoje charaterystyczne " Gruu Gruu Gruuu".
Nasze buziaki stawały się coraz bardziej namiętne.
- To naprawdę najpiękniejszy dzień w moim życiu... Ale... myślę, że powinniśmy już.... przestać. - stwierdził Nest.
- Nie, nie powinniśmy. Pozwólmy tej chwili trwać!!
- Nie, naprawdę. Opanuj się dziewczyno. - rzekł chłodnym tonem, a po chwili mnie odepchnął.
Bardzo się zdziwiłam. Wymiana pocałunków trwała tak długo i tak nagle... miała się zakończyć. Nie rozumiałam decyzji Nesta o zaprzestaniu tego co działo się do tej pory.
- Panie Gołomp, Najs Czraj, ale nie. Nie chcę w taki sposób.
Domyśliłem się, że to jakiś wirus. Wirus, który w chamski sposób wylatuje z pana dzioba i powoduje miłość. Ja w zasadzie od początku byłem zwolennikiem teorii, że miłość to nic innego jak choroba psychiczna, a nie żadna magia.
Przynajmniej ta miłość, którą pan oferuje... - uśmiechnął się.
- Gruu Gruu Gruu - stwierdził Grumor.
- Wow, Kto by pomyślał. Grumor taki nudny. Wow tak często to samo. Wowowow, nie powiedziałby nawet "uszanowanko". Wow. Cudzysłów. Kto by pomyślał. - dziwił się Pieseu.
Nestardiel rozejrzał się po pomieszczeniu. Spojrzał w stronę April, zdzierającej pelerynę z Ryszarda. Mizerna dziewczyna robiła to jednak bardzo wolno i nieefektywnie. Jej moc przejawiała się tylko w używaniu ataków dystansowych, a nie jak większości nas - ataków mieczami, czy innym dziadostwem, mogącym przedziurawić z bardzo bliskiej odległości. Nie mogła tym samym wzbić się na fizyczne wyżyny, gdyż nie miała ku temu odpowiednich warunków.
Czarnoksiężnik i Doktor bili się o serce swojego ukochanego. Pojedynek wyglądał na wyrównany, raz górą była jedna ze stron, a raz druga. Żadna nie mogła stać się jednak jakimś stałym dominatorem, który mógłby rozstrzygnąć spór.
Dove najprawdopodobniej z tych emocji zemdlał, gdyż leżał na ziemi, i choć znajdował się w trudnej sytuacji, nie myślał przy tym o żadnym sposobie ucieczki.
- No co za jełop... - wymamrotał Nest.
- Gruu Gruu Gruu. - odpowiedział mu Grumor.
- Panie Grumor, ja panu pokażę co myślę o pana sztuczkach.
- Gruu Gruu Gruu? - dziwił się gołąb.
Nestardiel odwrócił się i spojrzał na moją twarz. Była cała we łzach. Dlaczego? Bo ja wiem... To pewnie przez tego wirusa... Na pewno nie było mi smutno z powodu odrzucenia!!!!
Lord psychodelii ku zdziwieniu Grumora, przyciągnął mnie do siebie. Pogładził mnie delikatnie po włosach, po czym krótko spojrzał w stronę siewcy miłosnego wirusa.
- Przejrzałem Cię. To co rozsiewasz, powoduje, że osoby, które nie czują nic do siebie, nagle zaczynają czuć... Nie sądzę, że Czarny mógłby nagle pokochać Dawida, a Doktor... on jest strasznym psychopatą, ale myślę że nie aż takim by poczuć coś do tego jełopa. Myszka z kolei jest dziewczyną z zasadami i nie uważam, że kiedykolwiek miała chłopaka. Eheheheh.
- Gruu Gruu Gruu Gggru!
- A moja Lily... Cóż... Nie sądzę, że mogłaby kiedykolwiek coś do mnie poczuć. Wyrządziłem jej wystarczająco dużo złego i... choć mam spore nadzieje, na jakiekolwiek, choć najmniejsze szanse... To zrozumiem, jeśli ostatecznie mnie odrzuci.
Pocałowałem ją, bo nie mogłem jej odrzucić. Nie chciałem, żeby poczuła się rozczarowana, nie chciałem żeby za sprawą Twojego wirusa, łamiącego serca, była smutna. I powiem Ci nawet więcej... Patrząc teraz na jej płaczącą buźkę, jestem już w pełni przekonany do tego, co chcę zrobić.
- Gggggrrrruu! Ggrrruuu grrurugurugrugrugu!
I stało się. Nest mnie pocałował. Zrobił to jak prawdziwy rycerz, który oparłszy się złowrogiej mocy przeciwnika, zatrzymał pokusę i pokazał jej gdzie pieprz rośnie.
Grumor zobaczywszy całą sytuację, rozpadł się na setki małych kawałeczków, a po chwili rozpłynął się w powietrzu, wstępując do nicości.
Czarnoksiężnik i Doktor przestali się ze sobą bić, a April... cóż, jak na nią przystało, szybko przystąpiła do niekonwencjonalnych sposobów realizacji swoich założeń i za pomocą jednej z tarcz, szybko przedzieliła ciało podróby Dullahana.
Razem z Ryszardem, zdematerializował się również Pieseu.
Dove momentalnie się przebudził. Kiedy jednak ujrzał stojących przed nim niedoszłych adoratorów, szybko się otrząsnął i wznowił swoją paniczną ucieczkę w nieznanym kierunku.
A ja cóż, tym razem bez uroku, odwzajemniłam starania Nestardiela.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Lily... Musisz coś wiedzieć.
- Cóż takiego? - zapytałam, chcąc usłyszeć zakłopotanie.
- Chciałem powiedzieć, że... że...
- WEŹCIE ODE MNIE TYCH ZBOCZEŃCÓW! ONI CHCĄ MI ZROBIĆ NO TEGO WIECIE! - wykrzyczał w tym momencie Dove. Przerażony kogut ku zdziwieniu wszystkich przybiegł do nas i skrył się za plecami Nesta.
Lord Psychodelii pochylił się i skrył twarz w dłoniach.
- Dawid, Chyba zepsułeś mu najważniejszy moment w życiu. - stwierdziłam.
- a, to sorry. Ale oni mnie gon... - Kogut spojrzał w stronę Czarnoksiężnika i Doktora. Kiedy jednak zorientował się, że wszystko jest w porządku, zrobiło mu się głupio. - Ttaak... sorry...
Dove kilka chwil później wyszedł ze swojej kryjówki i oddalił się w stronę April, wciąż nieufnie spoglądając w stronę swoich nie tak dawnych adoratorów.
Spoglądałam na wybitego z równowagi Nesta, który nie wytrzymał presji i niczym mały dzieciak, zaczął szlochać.
- Tee, On serio się zmienił. - wymamrotał Dove, zmierzając w stronę April.
Po kilku chwilach patrzenia na ten... rozczulający widok... zrobiło mi się przykro. Postanowiłam jakoś zareagować.
- Kocham Cię, wiesz?
- COOOO?! - wykrzyczał zdezorientowany Czarnoksiężnik
- ALE ŻE CO PROSZĘ?! TEGO TO NAWET JA NIE PRZEWIDZIAŁEM - stwierdził Doktor.
- LILY, MASZ GORĄCZKĘ?! - zdziwił się Dawid. Kogut wciąż nie doszedł do April.
Nestardiel powstał na równe nogi i jeszcze raz na mnie spojrzał. Był tym razem cały zaczerwieniony, a z jego oczu zaczęły delikatnie sączyć się łzy.
- Naprawdę?
- Przecież nie zamierzam zostać starą panną. - uśmiechnęłam się. - Widzę jak się starasz i jak bardzo Ci to nie wychodzi... To takie słodkie... Widzę jak robisz z siebie totalnego idiotę, by tylko mi zaimponować. A poza tym... Jedyny z czterech pozostających przy życiu mężczyzn, stojących jednocześnie po dobrej stronie mocy, coś do mnie czujesz. Bo chyba tak jest, prawda?
- Pr... prawda.
- Jak już któreś z nas zostanie nowym bogiem, wskrzesi wszystkich naszych przyjaciół i w tym Heavensiss... To jej się będziesz tłumaczył ze swoich grzechów. Ze mną już jesteś kwita.
- Lily... Naprawdę nie wiem co powiedzieć.
- No jak to co?! - oburzyła się w tym momencie April. - Powiedz to co chciałeś powiedzieć wcześniej, bo Lily poczuje się odrzucona! - poleciła.
Nestardiel nerwowo przełknął ślinę. Upokorzył się, ale zyskał tym samym trzeźwą poradę na temat tego co robić dalej.
- Lily... K... kocham Cię!
- Ja Ciebie też, głupku...
Noo i jak się można domyślić, jakże nieśmiała, ale w pewnym sensie też trochę miła rozmowa, zakończyła się kolejnym pocałunkiem. Chciałabym powiedzieć, że wkrótce miał miejsce huczny ślub i wszyscy żyli długo i szczęśliwie, ale nic z tych rzeczy... Ukończyliśmy dopiero 6 plansz.


***

- Ukończyliście dopiero 6 plansz...
- Ten głos ewidentnie mnie przedrzeźnia. - oburzyłam się, niczym jakiś czas temu Kretes102.
- Hehheheh. - zaśmiał się.
- Nie no... To jest już niemiłe.
- Przepraszamy, Lily i... jednocześnie gratulujemy... wam... wam wszystkim. Prosimy o zebranie przedmiotów z wygranej walki.
W tym wypadku jest to jeden przedmiot - Lasso Jeźdźca Pieseua.
- Dove - zaczął Nest. - Proszę, weź sobie to lasso i zrób wszystko, bym Cię na nim przypadkiem nie powiesił. Poza mną to właśnie Ty ucierpiałeś najbardziej ze wszystkich.
- JAK TO?! NO NIE! TO PO PROSTU SKANDAL. JA SIĘ NIE ZGADZAM. OBDŻEKSZYN SPRZECIW KURDE WYSOKI SĄDZIE. A ZRESZTĄ! MODEM JESTEM! ZBANUJĘ CIĘ NEST! - Czarny dostał nieopisanego ataku agresji.
- A przepraszam bardzo, kto chciał kogo za wszelką cenę pocałować? On Ciebie czy Ty jego?!
- ALE TO BYŁ WIRUS! JA BYŁEM PRZYMUSZONY! TO JEST NIE FAIR!
- Dobra, Czarny, nie bulwersuj już się tak. - stwierdził Dove. Kogut zbliżył się do nietoperza i wręczył mu lasso.
- Nie no... zatrzymaj je Dove... ja tylko tak...
- A, ok.
- Gratulacje! Przedmioty zostały przydzielone. Miło nam więc ogłosić, iż runda numer 6, została właśnie zakończona. Przed wami runda numer 7. Trzymajcie popędy w gotowości. 7 runda Deus Ex Machina... rozpoczyna się...


Fiolet, wszędzie fiolet... karty, strzały, opętańcze kr......

Autor:  Czarnoksieznik [ Pt, 26 lut 2016, 21:06 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

No elo Brainstorm. Cześć Andromedo. Witaj Azraelu.
Narrator napisał(a):
Czarny wzbił się w powietrze i ominął kilka kart Andromedy, po czym strzelił w nią z miotacza antymaterii. Zrobił salto, skrzyżował miecze z Brainstormem, po czym korzystając z siły odrzutu poleciał w pełnym pędzie na Azraela, nie zaniechując ciągłego ostrzeliwania go celem uniemożliwienia mu sięgnięcia po cokolwiek. Wreszcie wbił mu sztylet w łeb.

Autor:  Dawid6 [ So, 27 lut 2016, 15:06 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Zakładam pelerynę, a potem zachodzę od tyłu Andromedę, przebijając ją mym ognistym mieczem Jednocześnie próbuję uniknąć innych przeciwników, bo jestem hetero wolę skupić się na jednym celu. Ewentualnie odwracam uwagę poprzez klasyczne rzucanie kamieni/strzały z blastera. Mam nadzieję, że w tej planszy pocałunków już nie będzie xD

Autor:  Nestardiel [ So, 27 lut 2016, 21:43 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

[i]Umarłem, a ze mną umarły moje uczucia. Wszystko w jednym momencie się skończyło.
Moje ciało pochłaniała ciemność, ciemniejsza od wszelkich mroków chaosu. Lily... Trzymałem ją na ramionach, jej biała suknia... szkarłatem czerwieni teraz raziła.
Zanim skonała, poprosiła, abym to ja wygrał projekt Deus Ex Machina, został nowym bogiem i przywrócił wszystko, co miało miejsce, kiedy jeszcze było dobrze. Poprosiła, abym naprawił swój śmiertelny grzech.
Grzech... który pozbawił moją ukochaną życia...
Powiedziała, że... przecież zawsze chciałem zemścić się na Alphie... Powiedziała, że osiągnąłem to, czego tak zawsze pragnąłem.
Kolejny raz wyznałem jej miłość, a ona to odwzajemniła. Chociaż... wciąż nie wiem dlaczego.
Gdybym nie powiedział jej tego wtedy... może by bardziej uważała... Może.. jeszcze by żyła i może... jeszcze pomogłaby nam w kolejnych walkach.
A tak... Po pojawieniu się na planszy, stała się głównym celem ataku... Śmieszną ruchomą tarczą, w którą trafić... przepraszam... nie mogę.
Umierała na moich rękach... Cmoknąłem ją w usta... czułem jak blednie, jak pogrąża się w nicości, którą zresztą sam jej zafundowałem.
Przegrałem.
Przegrałem.
Przegrałem.

W nagłym przypływie gniewu, olałem zasady Deus Ex Machina. Użyłem wszystkich najpotężniejszych zaklęć, jakie znałem. Energia czarów w mgnieniu oka zmiażdżyła trzech śmieciów, którzy... to zr.. zrobili.
Najbardziej odcisnęła się na przeklętym skrybie Alphy, któremu powykręcała wszystkie kończyny w tak groteskowy sposób, ze nie chciałby już go przyjąć żaden cyrk.
To on... Zadał ostateczny cios. To jego sztylet przedziurawił serce mojej... lisiczki. To on... zgasił jej lśniącą gwiazdę.
Przez niego... stałem się nikim.
Byłem świadomy tego, że grając nie fair, zniszczę resztki wszechświata i zakończę projekt Deus Ex Machina przed czasem.
Byłem gotowy ponieść wszelkie konsekwencje swojego uczynku. Razem ze śmiercią Lily, upadła moja nadzieja na lepsze jutro.
Umarło wszystko, co kochałem. Umarły moje piękne myśli i ideały... Choć finisz zbliżał się coraz bardziej, ja nie widziałem już sensu. Czegoś, co mogłoby dać mi jakiś znak... znak, że coś... chociaż coś, jeszcze pozwoli mi uwierzyć w szczęśliwe zakończenie.
Głos przewodniczący Deus Ex Machina, okazał mi jednak współczucie i przyznał drugą szansę. Resztki wszechświata nie zostały zniszczone, ale zostaliśmy ukarani zniszczeniem ekwipunku i broni, którymi do tej pory walczyliśmy.
Przepraszam...

Przeszedłem z Lily przez drzwi do kolejnej planszy. Jej ciało... zdematerializowało się w oślepiającym świetle... i stało się jedną z gwiazd, które iskrząc, prowadziły do kolejnych, nieznanych przygód.

Kolejną planszą był port morski. Na horyzoncie dało się dostrzec dwie wodne bestie, które prawdopodobnie miały być naszymi nowymi przeciwnikami.

Autor:  Dawid6 [ So, 27 lut 2016, 22:00 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Lily umriel :( Kurde, a było tak pięknie. Dodatkowo kur brak eq ;/ W takim razie najlepiej będzie spróbować negocjować. Może nie będą chcueli walczyć? Jeśli jednak będą... Cóż, pozostały nam tylko trzy rzeczy: spryt, siła i zręczność. Na podstawie zachowania przeciwników musimy obmyślić taktykę i ją zastosować. Przeciwnicy wyglądają na dużych (WONSZ <3), więc można by ich zaatakować rozproszoną grupą tak, by pomyśleli WTF i się zabili czy coś.

Autor:  Czarnoksieznik [ N, 28 lut 2016, 00:39 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Narrator napisał(a):
Czarny z trudem powstrzymał cisnący mu się na usta potok bluzgów i wyzwisk. Co by tu teraz...
Po chwili wzbił się w powietrze. Były dwie rzeczy, w których nikt pozostały przy życiu mu nie mógł dorównać: latanie i wspinaczka. Teraz obie się przydadzą.
Uczepiwszy się tyłu głowotułowia Krakena, spojrzał na Wensza.

Kici kici, bestyjko... Taś taś taś...
Narrator napisał(a):
Nie uciekał, pozostał tam do ostatniej chwili, po czym przeleciał najszybciej jak umiał między zamykającymi się zębami Wensza i skierował prosto do krtani. Teraz pozostawało mu utrzymać się jak najdłużej, trzymając się pazurami między chrząstkami tchawicy i powoli dusząc adwersarza, modlić się, by ten go mimo wszystko nie wykaszlał. Nie martwił się o ucieczkę - zdychając w ten sposób, potwór musi otworzyć paszczę choć na chwilę...

Autor:  Nestardiel [ Wt, 1 mar 2016, 19:35 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

To tak, przedstawię to najkrócej jak się da.
Macka Krakena wrzuciła Czaroksiężnika do wody.
Wonsz w rewanżu za plunięcie Doktora w jego stronę, sam nabrał wody do paszczy i plunął w stronę Doktora prowokatora.
Kret w garniturze odleciał na dobre paręnaście metrów i uderzył głową w jakiś budynek.
Żadna z kreatur nie zamierzała jednak pójść za ciosem i nas wykończyć. Dwie bestie toczyły ze sobą zażartą dyskusję.
Mimo wspólnej interakcji, rozmowa wyglądała na jednostronną. Wonsz, który jak się okazało, miał na imię Helena i mówił tylko "sssss".
Kraken w pewnym momencie poczuł się ignorowany, przeszkadzało mu to, że jego rozmówczyni się z niego wyśmiewa i miał tego serdecznie dość.
Między dwoma morskimi stworami rozpętała się regularna walka. Helena chciała zjeść wielką ośmiornicę, a ona chciała udusić ją swoimi potężnymi mackami. Dawid w sumie sugerował, że chciała zrobić coś innego, ale szybko dostał z łokcia w dziób od jedynej przedstawicielki płci piękniejszej. Doktor oburzył się i powiedział charakterystyczne dla siebie "wtf", słysząc to, co powiedział Gołomp i zaczął wyzywać go za to, że ten popsuł mu już całkiem psychikę.
Stwory z czasem wzajemnie się udusiły, a Czarnemu, wbrew oczekiwaniom innych, udało się wyjść z wody.
Był jednak lekko nieobecny i po znalezieniu się na lądzie, zaczął podskakiwać w geście triumfu. Jełop myślał, że jakimś niewytłumaczalnym sposobem, sam pokonał dwójkę przeciwników.
Kiedy powiedziałem mu, jak było naprawdę, zaczął się wykłócać i stwierdził, że gdyby on nie wpadł do wody to Wonsz i Kraken by się nie pokłócili.
Moment później kolejny raz zabrzmiał głos tego czegoś, co przewodniczyło projektowi Deux Ex Machina. Poprosił o wydobycie rzeczy z wody.
- Nie patrzcie tak na mnie, nie chce zamoczyć sobie futerka. - stwierdziła April.

Autor:  Czarnoksieznik [ Wt, 1 mar 2016, 19:47 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Dobra. To ja może to wezmę, bo i tak jeszcze nie wyschłem... ale wy mnie jełopy macie asekurować!
Narrator napisał(a):
Czarny podszedł do nadbrzeża, przez chwilę szykował się do skoku do wody, po czym po raz kolejny wzbił się w powietrze.

Trolololo. Chyba nie myśleliście, że tam popłynę? Jak nadużywać bonusów rasowych, to nadużywać!
Narrator napisał(a):
Kilka machnięć skrzydłami później Czarny był już nad przedmiotami i powoli je wyciągał.

Autor:  Dawid6 [ Wt, 1 mar 2016, 20:20 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

//odzywa się w nim gołębia dusza
Lecę z Tobą!
//macha skrzydłami
Kur, jestem kurem xDDD
No to będę robił asekurację.
//rozmawia z Doktorem na temat wyższości placków nad boczkiem i asekuruje April
No dobra...
//patrzy, czy nic się nie stanie Czarnemu, w razie jakiegoś wypadku wskakuje do wody i, korzystając z ptasiej lekkości, macha skrzydłami, dzięki czemu płynie (prawie leci xDD), następnie pazuruje ewentualne zagrożenie
//a jak nic się nie zdarzy, to (patrz komentarz nr 3 z Doktro i April)

Autor:  Nestardiel [ Wt, 1 mar 2016, 22:26 ]
Tytuł:  Re: Deux Ex Machina

Czarny wyruszył na poszukiwania przedmiotów, zdobytych w tej planszy. Nietoperz przeliczył się jednak ze swoim optymizmem. Oczekiwał, iż wystarczy zwykła, wyższa perspektywa, by dostrzec wszelkie możliwości.
- Przedmioty spoczywają na dnie morza. Aby je wydobyć, musicie działać zespołowo - odezwał się głos.
No i rzeczywiście, miał rację. Nawet... Czarny to potwierdził. Wprawdzie był to jeden z argumentów, którymi wyrażał swoje oburzenie... ale i tak nikt nie miał zamiaru się z nim kłócić.
Szczególnie po tym wszystkim. A poza tym, wydobycie przedmiotów z dna morza, było ważne dla wszystkich z nas, przynajmniej z tego względu, że brakowało nam broni i... innych tego typu... a właściwie to nawet wszystkiego.

Połów przedmiotów trwał dobre kilka godzin. Udało nam się znaleźć dwie dziwnie wyglądające rzeczy, które przypominały... hmm ciężko stwierdzić co.
W praktyce Doktor wypłynął na powierzchnię, uzbrojony w muszlę klozetową, z której nie bardzo był w stanie się wydostać. W akcie zakłopotania, próbował wmówić wszystkim, że to koło ratunkowe z przyszłości.
Dove natomiast trzymał w ręku długi, czarny szpic, który wyglądał jak... nietypowy ostrosłup.
- Nie chcę nic mówić Dove, ale hmm... Twoja Matematyczka by raczej go nie polubiła. Ten model ma zbyt wiele dodatkowych części. - stwierdziłem ze sporą dozą ironii.
- No bo tak naprawdę to Czarny to znalazł, ale noo...
- CO JA?!
- Noo...
- Widzimy, że idzie wam całkiem dobrze. - odezwał się w tym momencie głos przewodniczący Deus Ex Machina. - Jesteśmy pod wrażeniem, że nie poprosiliście nas o usunięcie wody i przeciwników. Była to jedna z potencjalnych możliwości. W każdym razie, jeśli sobie radzici...
- CO?! - oburzył się jeszcze bardziej Czarny
- WTF - stwierdził Doktor - to wodę można usunąć?!
- No, to panie głos, usuń wodę. - stwierdził Dawid, wciąż trzymając nietypowe narzędzie.
- Hmm... Pewnie. Nie widzimy problemów. Dziwimy się aczkolwiek, co gracz Dawid właśnie trzyma w ręku.
- Ostrosłup... noo..
- Feministkom to on by się nie spodobał. Heheheheheh. - stwierdził głos.
- Hihihi. - zaśmiałem się. - No co? To muu siadło.
Woda po jakimś czasie zniknęła, ukazując rozległą skalną przestrzeń, pokrytą mułem. Nie, nie tym dużym...
Chociaż w sumie... dużo go było.
A i co najważniejsze, znaleźliśmy tam przedmioty, które utraciliśmy w poprzedniej rundzie, kiedy to zdecydowałem się zagrać nie fair.
Wszystko po chwili wróciło do swoich właścicieli... ku uciesze ich wszystkich.
Wręczyłem April suknię, kapelusz i łuk Lily, wiedząc, że na pewno ich nie zmarnuje.
- Zastanawiam się jakim cudem... - zastanawiał się Czarny.
- Ten dziad infinemundi ciągle twierdził, że jego Wonsz zje wszystko... - stwierdziłem. - Logika Cyrku jest na tyle dziwna, że Wonsz mógł zjeść również przedmioty o których nie słyszał. To więc bardzo dziwne, że nie znaleźliśmy tam Vladimira Putina, kasy z Amber Gold, ani Atlantydy.
- Ani kolejnych tajnych akt na Bolka. - stwierdziła April.
- Coś w tym stylu... myszko.
- Nie mów do mnie myszko!
- Ok, sorry.
Wonsz i Kraken nie pozostawili po sobie żadnych nowych rzeczy, tak więc wkrótce w pełni sił, staliśmy już przed drzwiami do kolejnej planszy.
- Gratulacje. Udało wam się ukończyć rundę numer 8. Przed wami niezwykle trudna runda numer 9. Nie zdziwimy się, jeśli umrzecie tam wszyscy. Heheheh.
- Bujaj się! - krzyknął Czarny.
- Czarny, nie krzycz. Zachowaj kulturę. - stwierdził Doktor.
- TY i KULTURA?! DOC, ON EWIDENTNIE NAS OBRAŻA! TY TEŻ POWINIENEŚ GO OBRAZIĆ!
- Nie, nie chcę. Mam garnitur i jestem elegancki. A poza tym... wśród nas jest lama.
- Lama? - zdziwiłem się. - Gdzie jest lama?
- Znaczy... dama...
- xdddddd - zaśmiał się w niecodzienny sposób Dawid. - Jeśli to miał być tekst na podryw... too chyba się nie udał xddd
- Prosimy nie śmiać się w ten sposób. Żaden szanujący się uczestnik Deus Ex Machina nie powinien śmiać się wypowiadając literę x i niezliczone sekwencje liter d. To wbrew zasadom.
- A ok.
- Trzymajcie miecze, łuki i miotacze w gotowości. Runda 9 Deus Ex Machina... rozpoczyna się.

***
Kolejną planszą było antyczne miasto, w którym nad skalnymi budynkami dominowały potężne słoneczne wyładowania.
Po jakimś czasie ujrzeliśmy naszych przeciwników. Wiedzieliśmy, że ta walka nie będzie należeć do najłatwiejszych...

- Gotowi na śmierć? Jesteśmy tacy potężni, więc na pewno was pokonamy. - stwierdził Silence.
- W pewnym sensie... Możecie nam zapłacić... Może mniej ucierpicie. - odparł Dragonfly.
- Mmm... Dawidku, co to za dziwny przedmiot, który trzymasz w ręku? - spytała Riley.
- Noo... ostro...
- CO OSTRO CO OSTRO. OSZUKANY JA SIĘ CZUJE.
ONA TYLKO OSTRE RZECZY OTRZYMUJE
WCIĄŻ MA BYĆ LEPSZA OD NASZEJ GRUPY?
POWINNA DOSTAWAĆ TYLKO TĘPOSŁUPY! - oburzył się Zero.
- Za dużo zjadłam... Będę gruba... - stwierdziła Nemesiss
- PRZEZ CIEBIE PRZEGRAMY TĄ RUNDĘ! NIE ZNASZ POHAMOWANIA W JEDZENIU I NA PEWNO WYPADNIEMY GORZEJ! A ZRESZTĄ! I TAK ZARAZ KOGOŚ ZASTRZELĘ - gniewała się Arya.
- Phi... Przeciwnicy. - obudził się zaspany Zephyr. - Mam nadzieję, że sobie poradzicie. Nawet bym wam pomógł, ale mi się nie chce.
A poza tym... nie chce mi się na was patrzeć.


Strona 2 z 6 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/