Z dedykacją dla Niki.
Zgoda i Niezgoda
Odcinek 7: Kuchnia Strachów
Eris: W poprzednim odcinku Zgody i Niezgody! Piątka pozostałych w programie uczestników zmagała się z długą podróżą po niespokojnych wodach Oceanu Spokojnego. Po wielu przygodach bohaterowie, w końcu kończą szczęśliwie misję uwolnienia mnie – no może nie do końca. Bądź co bądź, czas na dawkę kolejnych zwariowanych przygód w ZGODZIE I NIEZGODZIE!
Ciemność. Wszędzie ciemność. Głos. Słyszeć głos. Potworny głos.
Wołania. Krzyki. Pisk. Znów głos. On mówi. Szyfr. Już wkrótce. Śmierć.
Oczy. TE OCZY. Artur: Aaaaaaaa!
Artur zaczął krzyczeć. Właśnie obudził go okropny koszmar. Ocknął się, i zdał sobie co właśnie sprawę co idiotycznego zrobił. Piszczał będąc sam w domu, przez głupi sen. Sny to tylko sny i się nie spełniają. A co jeśli ten to coś więcej niż głupi sen? Wszystko było takie realistyczne – słowa, mrok. Artur postanowił już o tym nie myśleć, i zakrył się ciepłą kołdrą. To tylko sen, to tylko sen – wciąż sobie powtarzał. **
Tymczasem na hamaku...
Ramzes po raz kolejny trzepał hamak. Co jakiś czas zjawiały się na nim wstrętne owady, gryząc Ramzesa, który w najlepsze spał. Był to już siódmy raz. Siódmy raz wstrętne pasożyty budziły go. Miał już dosyć tego okropnego uczucia, kiedy budził się z wielkim pryszczem na ciele. Miał ochotę rzucić wszystko i po prostu wpaść do swojego dawnego domku i się porządnie przespać. Czemu właściwie jeszcze tego nie zrobił? Bał się Artura? Bez podstawy oskarżał go o zdradę, której wcale nie popełnił. Tym razem jednak miał po dziurki w nosie humorków Artura i postanowił pójść do domku. Zapewne Artur właśnie smacznie śpi i wcale nie zauważy jak Ramzes wchodzi. Tak, tak właśnie zamierzał zrobić.
Zostawił walizki przed hamakiem i wszedł do domku. Gdy tylko postawił jedną nogę za próg domku rozległ się okropny pisk. Artur: Aaaaaaa!
Ramzes: Na Allaha, Artur uspokój się to tylko ja, Ramzes!
Artur: Matko Boska, co ci strzeliło do głowy aby wpadać do mojego domku o tak później porze?
Ramzes: Mam dosyć spania na dworze. W związku z tym zostaję tu i czy ci się to podoba czy nie!
Artur: Tylko zamknij porządnie drzwi, aby ON tu nie wpadł...
Ramzes: On, czyli kto?
Artur: A nie nikt... Zamknąłeś?
**
Godzina 6:00, stołówka. Eris: Witajcie zawodnicy w kolejnym dniu zmagań na wyspie. Zanim przejdziecie do pierwszego zadania, zjecie śniadanie specjalnie przygotowane dla was przez Koziołka.
Ramzes: Hm, powiem szczerze, że przez miesiąc jedzenia glonów stęskniłem się za kuchnią szefa.
Autor i Artur: Serio?!
Ramzes: Tak, zawsze to lepsze od tamtych świństw.
Artur: Hahahaahahahha. Tamto jedzenie było zdecydowanie lepsze od tego co spożywamy tutaj! Kiedy opuszczę tą wyspę udam się na prześwietlenie, by zobaczyć jak bardzo jedzenie tego Kozła zaszkodziło mojemu organizmowi. Przy odrobinie szczęścia lub photoshopu wytoczy się proces. <szeroko się uśmiecha> Koziołek Diabołek: Za te miła słowa Ramzes, dostaniesz ode mnie specjalne danie. Oto sałatka grecka alla sałatka z pasikoników.
Ramzes: Emm, dziękuję.
Patryk: Mmmmm, ale pyszności. Mogę swoją porcję, szefuniu?
Koziołek Diabołek: Dla ciebie przygotowałem coś innego. Oto dżdżownicowy makaron!
Patryk: Wygląda smacznie.
Koziołek Diabołek: To samo dla ciebie, Arturze! Autor, dla ciebie to samo co miał Ramzes!
Autor: Autodestrucion! Nie Autor!
Koziołek Diabołek: Jak tam wolisz.
Artur: Ja podziękuję. Jakoś nie jestem głodny...
Eris: To masz problem. Macie to zjeść, jeżeli chcecie pozostać w programie.
Artur: Że co?!
Eris: To wasza pierwsza konkurencja.
Artur: Mówiłaś, że konkurencja będzie dopiero po śniadaniu.
Eris: Ale zmieniłam zdanie, głupi śmiertelniku. Jak nie masz ochoty tego jeść, to pakuj manatki i wystrzelimy cię z wyspy.
Artur: Ja... ja...
Spojrzał na swój talerz. Jedna z dżdżownic zaczęła się poruszać. Artur: O fuuuj!
Patryk: Ale pyszneee, można dokładkę, szefuniu?
Artur tym razem spojrzał na Patryka. Mówił z pełną buzią, wystawały z niej ruszające się dżdżownice. Nie wytrzymał. Zwymiotował. Eris: Cóż... ty będziesz to sprzątał.
Ramzes i Autor właśnie zjedli swoje dania. Obrzydzeni odłożyli talerze. Eris: To co, zamierzasz to zjeść? Jak będzie?
Artur: Ja... ja...
Zapadła cisza. Bohaterowie czekali jak postąpi Artur. Ten zaś stał osłupiony, nie wiedząc co ma zrobić. Ciszę przerwała mu głos, głos w jego głowie. Dobrze znał ten głos, głos ze snu. Coś kazało mu zjeść ohydne danie. Coś... Eris: No proszę! I jak smakowało.
Artur odpowiedział jej zwymiotowaniem. Koziołek Diabołek: Hyhy, to nie koniec, śmiertelniku.
Artur: Co?! Co muszę jeszcze zrobić?!
Koziołek Diabołek: Nie tylko ty. Czas na drugie wyzwanie, nad którym będę czuwał ja.
Ramzes: A co nim będzie, szefie?
Koziołek Diabołek: Będziecie musieli odtworzyć zjedzone przez was potrawy! Rozumiecie? Mają być dokładną repliką moich!
Ramzes: No ale, skąd skąd weźmiemy potrzebne składniki?
Koziołek Diabołek: Myślę, że wszystkie składniki znajdziecie w lesie. Tak, las będzie odpowiednim miejscem.
Ramzes: Las?! Serio? Ostatnio gdy tam byliśmy uwolniliśmy złe siły wyspy, które mało co nie doprowadził do zniszczenia wyspy!
Koziołek Diabołek: Trudno. Wasz problem. Na zebranie odpowiednich składników macie dokładnie godzinę od teraz. Osoba, która nie zjawi się w porę zostaje zdyskwalifikowana z konkurencji. Rozumiemy się?
Autor: Tak! Autodestructor jest silny i mądry, i wygra to wyzwanie!
Koziołek Diabołek: Cóż.. na co jeszcze czekacie? Las stoi otworem.
**
Las. Ramzes: Artur, na pewno dobrze się czujesz?
Artur: Tak, tak... ja... mi po prostu jest bardzo zimno.
Ramzes: Trochę? Cały się dygoczesz. Nie wyglądasz dobrze, chyba te dżdżownice mocno ci zaszkodziły. Może udaj się do skrzydła szpitalnego?
Artur: Nie! Ja... ja... bardzo dobrze się czuję. Odczep się ode mnie! Idź szukaj składników sam!
Ramzes: Jak wolisz... ale naprawdę radziłbym ci...
Artur: Cicho bądź! Już, znikaj mi z oczu!
Nagle twarz Ramzesa w oczach Artura zaczęła się zmieniać. Pojawiła się dobrze znana mu twarz. Artur: Aaaaaa!
Ramzes: Artur, Artur co się dzieje?! Czemu krzyczysz!
Artur: Bestio, zostaw mnie, zostaw mnie w świętym spokoju!
Artur szybko uciekł w głąb lasu, zupełnie tak jakby przestraszył się Ramzesa. Ramzes: Cóż... widocznie był uczulony na dżdżwonicowy makaron. Tymczasem u Patryka... Patryk: Hm... bardzo ładne ziele. Biorę!
Autor: Och, idioto, to trujący bluszcz...
Patryk: Kto mówi?! Zdobyłem czarny pas karate!
Autor: Och, Autodestructor.
Patryk: Dalej nie kojarzę. Autoco?
Autor: AUTODESTRUCTION!!!
Patryk: Aaaa, Autor. Cześć.
Autor: AUTODESTRUCTION, ŚMIERTELNIKU!!!
Patryk: Czego za mną łazisz, Autor?
Autor: AUTODE... a zresztą. Nie jestem dla ciebie chodź trochę straszny?
Patryk: Ty straszny? Hyhy, skończ z tą dziecinadą Autor, i lepiej zajmij się zadaniem.
Autor: No co ty nie powiesz...
Patryk: Ja tam na twoim miejscu popracowałbym trochę nad wyglądem. O, i nad głosem.
Autor: Coś jeszcze?
Patryk: Tak, charakter. Jak dla mnie jesteś dalej za bardzo mięczakowaty.
Autor: CO POWIE... eee, mów dalej...
Patryk: Zrób sobie tatuaż. Aaa, i będąc zbirem będziesz musiał być bardzo sprytny i chytry.
Autor: Hm... Dobry pomysł Patryk. O, patrz bocian!
Patryk: Gdzie, gdzie?
Autor wykorzystując chwilę, złapał koszyk ze składnikami Patryka. Autor: Niestety, odleciał.
Patryk: Szkoda.
Autor: Muszę już iść, bywaj.
Patryk: Papa!
Patryk odbiegł z miejsca rozmowy śpiewając i radośnie podskakując. Autor spojrzał na koszyk Patryka. Znajdowały się w nim muchomory, trujący bluszcz, pokrzywy i inne całkowicie zbędne składniki. Autor: Cóż... lepsze to niż nic.
Autor: Korzystając z podpowiedzi Patryka, zamierzam naprawdę zmienić moja dawna ''ja''. Koniec ze starym mięczakiem Autorem! Zamierzam zrobić sobie tatuaż, zmienić charakter, oraz... zdobyć dziewczynę. Jestem pewny, że gdy tylko to zrobię wszyscy będą przede mną drżeli. Mhahahahaha<zaczyna się krztusić> U Artura.
Bohater po raz kolejny zwymiotował. Silne bóle głowy oraz brzucha cały czas mu towarzyszyły. Bardzo źle się czuł, nawet nie zdawał sobie sprawy gdzie się znajduje. Wydawało mu się, że co jakiś czas przechodzą koło niego różowe jednorożce, lub przelatują latające bobry. Teraz zdał sobie sprawę, że powinien posłuchać wcześniej Ramzesa i zawrócić. Czuł jakby coś siedziało mu w głowie, i nie chciało wyjść. Głos: Jeszcze trochę... tylko trochę.
Okropny głos znów przemówił. Towarzyszył Arturowi przez sporo drogi. Im dalszą drogę przeszedł tym głos był coraz wyraźniejszy i mocniejszy. Rósł w siłę. Głos: Jeszcze tylko chwilka drogi, Arturze.
Głowa wprost pękała mu z bólu. Wstał i ruszył przed siebie, jakby majaczył. Znalazł się w w części lasu, w której drzewa były bez liści, a kwiatki zwiędnięte. Dobrze znał to miejsce, po raz trzeci się w nim znajdował. Głos: Dotarłeś na miejsce, Arturze. Koniec udręki.
Artura przestała boleć głowa. Przejrzał. Znów dobrze się czuł. Artur: Co się tu?
Głos: Pomóż mi, śmiertelniku. Zawarliśmy kiedyś umowę. Nie pamiętasz już mnie?
Artur: Bahumat?!
Bahumat: Owszem.
Artur: Jesteś jakiś... jakiś inny.
Bahumat: Umieram, śmiertelniku. Nie jest tak jak się wszystkim wydaje. Nie jestem nieśmiertelny.
Artur: Gdzie jesteś?
Bahumat: To nie istotne. Pomóż mi.
Artur: To ty cały czas byłeś w mojej głowie? Kontrolowałeś mój sen?
Bahumat: Dokładnie. To tylko jedna z moich cudownych mocy, jednak nie zawsze mogę jej używać. Jestem wyjątkowo osłabiony, mogłem tylko wpaść w twój umysł. Kontrolować sny, wykonywać niewielkie ruchy twoim ciałem.
Artur: Och, jesteś okropny!Dlaczego ja?! Nie mogłeś sobie wziąć takiego Ramzesa, czy Patryka?
Bahumat: Wybrałem ciebie nie bez powodu. Artur, pomyśl sobie ile razem możemy osiągnąć. Penetrowałem twój umysł, dużo o tobie wam. Byłbyś moim wspaniałym uczniem.
Artur: Hahahahah... Śmieszny jesteś. Przepraszam bardzo, jestem zajęty.
Artur napięcie się odwrócił. Bahumat: Czekaj. Myślę, że mam coś co powinno cię przekonać.
Artur: Niby co?
Bahumat: Wiem jak bardzo zależy ci na wygraniu tego programu. Muszę cię jednak rozczarować, ty go nie wygrasz.
Artur: Phi, co ty tam wiesz. Tak właściwie czemu ja dalej z tobą rozmawiam?!
Bahumat: Zwykle nie ingeruję w sprawy innych, rzadko kto mnie tu odwiedza. Gdy jednak natoczy się okazja, chętnie zaglądam w wasze życia. Widzę ich przeszłość, przyszłość. Śmieję się z ich okrutnej śmierci.
Artur: Phi, niemożliwe.
Bahumat: Niemożliwe? Doskonale wiem, że twoje ulubiona kryjówka na słodycze, to trzecia półka w regale. Wiem również, że masz młodszego brata, którego bardzo nie lubisz. Twoja ulubiona liczba to 2. W przyszłości założysz własną firmę. Coś jeszcze?
Artur: Oł.
Bahumat: Nigdy nie powiedziałeś rodzicom o jedynce z geografii. Śpisz ze swoim ulubionym kocykiem z dzieciństwa.
Artur: Ciiii! Dobrze, wierzę ci! Zadowolony?!
Bahumat: Zdajesz sobie teraz sprawę jak wielką magią dysponuję. Jeżeli nie chcesz aby twoja historia potoczyła się jak ma się potoczyć, przynieś mi pożywienie, zostań moim uczniem! Odegraj się na tych wszystkich, którzy gnębili ciebie!
Artur: Niby jak potoczyć się ma moja historia?!
Bahumat: Pozwól, że ci to pokażę....
Nad Arturem pojawiła się wielka bańka, a w środku niej obraz. Zobaczył tam siebie oraz Ramzesa. Bańka przemówiła. {Artur: Ramzes, nie rób tego! Błagam!
Ramzes: Nie pamiętasz już jak mnie wyzywałeś?! Trzeba było wcześniej nad tym pomyśleć!
Artur: Przepraszam, przepraszam! Nie rób tego!}
Bańka pękła. Artur: Co on takiego chciał zrobić?
Bahumat: Jestem zbyt osłabiony, aby odtworzyć dalszą część.
Artur: Na jakiej podstawie mam ci wierzyć?
Bahumat: Masz na drugie imię Franklin.
Artur: Och, tylko moi rodzice o tym wiedzą!
Bahumat: No widzisz. Jeżeli nie chcesz aby twoja historia skończyła się tak, jak skończyć się ma
przyjdź do mnie o 17:00.
Artur: Stawką jest wygrana w tym programie?
Bahumat: Nie tylko. Wiele, wiele więcej.
Artur: Teraz słuchaj. Zgodzę się, jeżeli spełnisz moje warunki. Aczkolwiek, mam co do ciebie wątpliwości. W końcu jesteś demonem...
Bahumat: Pójdźmy na kompromis. Zawrzyjmy przysięgę wieczystą. Jeżeli ktoś z nam ją złamie, zginie. I to z jej własnej ręki. Zgoda?
Artur: Wiesz... ufasz mi bezgranicznie?
Bahumat: Śmiertelniku, znam twoją przyszłość. Wiem, że nie złamiesz tej przysięgi.
Ciemna ręka, pokryta łuskami wyłoniła się z mgły. Bahumat: Przysięgam, że spełnię twoje warunki.
Artur: Przysięgam, że uwolnię cię.
[/i] Uścisnęli dłonie. [/i]
Bahumat: A jeszcze coś... masz tu dżdżownicowy makaron.
**
Stołówka. Koziołek Diabołek: Są wszyscy?
Ramzes: Brakuje Autora... ma jeszcze minutę. Widzę, Artur że poprawił ci się humor.
Artur: Co? A tak, no rzeczywiście... hehe.
Ramzes: To dobrze.
Nagle bohaterowie usłyszeli dziwne dźwięki dobiegające z lasu. Do stołówki wbiegł Autor. Autor: Jestem, mhahaha. Widzicie mój nowy tatuaż?
Na jego ramieniu narysowana była kotwica. Autor: Mhahahah.
Ramzes: Aha...
Autor: No dobrze, tatuaż już mam. Teraz tylko charakter i dziewczyna... Koziołek Diabołek: Cóż... są wszyscy. Widzę, że macie przed sobą dania. A teraz niespodzianka. Nie będę ich oceniał.
Oni: CO?
Koziołek Diabołek: Nie ja, a wy. Będziecie oceniać swoich kolegów. Powymieniacie się daniami, osoba, która jako jedyna zje bez wymiotów lub innych skutków ubocznych danie przeciwnika zyska fory w kolejnym zadaniu.
Ramzes: Oł.
Koziołek Diabołek: Artur zjesz danie Patryka, Patryk zje danie Artura. Ramzes Autora, Autor Ramzesa. Czas... start!
Artur: Em, Patryk? Jesteś pewny, że to jadalne?
Patryk: No pewnie, mmmm ale to twoje jest pyszne.
Patryk pochłonął całe danie Artura naraz. Patryk: Pychota.
Ramzes wziął gryza swojego dania. Ramzes: Hm... wyczuwam szparagi...
Autor: Serio? To bluszcz! Mhahahahaha!
Ramzes momentalnie wypluł jedzenie. Ramzes: O fuuuj! Co tam jeszcze jest?!
Autor: Muchomory?
Ramzes: Na Allaha!
Autor zjadł danie Ramzesa bez wykrzywienia się czy wymiocin. Koziołek Diabołek: Zostałeś ty, Artur. Musisz wziąć chociaż kęsa.
Artur: To nie wygląda zbyt...
Patryk: Och, nie marudź! Mama zawsze mi powtarzała, że dobrze gotuję.
Artur: Och, błagam niech tak będzie...
Wziął kęsa. Przełknął. Artur: Wow, Patryk to... to jest naprawdę dobre!
Patryk: Mówiłem...
Wziął kolejnego kęsa. I kolejnego. I jeszcze kolejnego. Artur: Mmmmm! Pyszne!
Koziołek Diabołek: Jeszcze kilka kęsów, a chyba Artur zostanie zwycięzcą tego wyzwania.
Artur: Mmmm, Patryk z czego zrobiłeś ten pyszny sos?
Patryk: Z chrabąszczy, przyprawiałem ćmą.
Nie minęła sekunda a Artur zwymiotował prosto na Patryka. Artur: Ooo fuj! Ja chyba nie...
Pobiegł do łazienki. Koziołek Diabołek: Cóż... czyli mamy remis. Patryk, Autor wystartujecie w rundzie dodatkowej. Musicie wypić kompot z karaluchów. Jest...
Patryk: Tak jest, szefuniu!
Patryk podszedł do kompotu i wypił cały dzban za jednym razem. Patryk: Mmmm, co dalej?
Koziołek Diabołek: Em... wygląda na to, że wygrałeś.
**
Czwórka obozowiczów ustawiła się koło miejsca swoje pracy. Każdy z nich stał przy swoim stoliku, na którym znajdowała się kuchenka z piekarnikiem. Była też mikrofalówka i mała lodówka. Koziołek Diabołek: Witam was w zadaniu drugim, w którym przyjdzie wam gotować już na poważnie. Każdy z was przygotuje dla mnie jakiekolwiek danie – oby było dobre. Osoba, która przygotuje najlepsze danie wygra dzisiaj nietykalność.
Artur: Skąd weźmiemy składniki?
Koziołek Diabołek: Będziecie musieli je zdobyć.
Patryk: Znowu w lesie?
Koziołek Diabołek: Nie, tym razem udacie się po nie do domku Eris. Dokładnie do jej spiżarni. Hyhyhy.
Artur: Co nas tam czeka? Smoki, gnomy?
Koziołek Diabołek: A czy ja powiedziałem, że będziecie się tam z czymś zmagać?
Artur: Nie wierzę, że w tym wszystkim nie ma haczyku.
Koziołek Diabołek: Jak uważasz. Tymczasem, Patryk jako, że wygrałeś zadania pierwsze możesz pobiec do domku minutę wcześniej od innych.
Patryk: Eee... dobra.
I pobiegł Ramzes: Co przygotujesz, Artur?
Artur: Ja? Crème brûlée, a ty?
Ramzes: Cóż, coś z kuchni Egipskiej.
Koziołek: Czaaaas start!
Po wielu przepychankach i kłótniach w spiżarni bohaterowie zdobyli potrzebne im składniki. Kiedy wszyscy wrócili, Koziołek dał im równą godzinę na przygotowanie wspaniałych potraw. Artur zabrał się za swoje Crème brûlée, Patryk za makaron, Ramzes za zupę z papirusa. Autor zaś przygotowywał ciasteczka ''śmierci''. Autor: Myślę, że jestem już odpowiednio przygotowany na bycie złym. Moje ciasteczka, zadedykuję Eris. **
Godzinę później. Koziołek Diabołek: Koniec czasu! Czas abyście zaprezentowali swoje dania.. Artur, ty pierwszy!
Artur: Proszę. Jestem pewien, że wyszło wyśmienicie.
Koziołek Diabołek: To się okaże.
Koziołek wziął kęsa dania. Było bardzo dobre, rozpływało się w ustach. Koziołek Diabołek: Mmmm, daję za nie okrągłe osiem punktów.
Artur: Tylko osiem?!
Nagle Koziołek przemówił dziwnym, na pewno nie swoim głosem. Koziołek Diabołek: DZIEWIĘĆ.
Artur: Hah... od razu lepiej.
Koziołek: Emmm, co to się działo? A, teraz ty, Ramzes.
Ramzes: Smacznego.
Koziołek Diabołek: Fuuj! Co to za breja?!
Ramzes: Zupa z papirusa.. mi smakuje.
Koziołek Diabołek: Zabierz to ode mnie! Następny!
I podszedł Patryk. Niestety jego danie nie zostało skonsumowane, gdyż podany makaron był surowy. Patryk całkiem przypadkowo zapomniał zagrzać go w wodzie. Teraz Koziołek zajadał się ciastkami Autora. Były naprawdę dobre. Koziołek Diabołek: Wygląda na to, że mamy dwa najlepsze dania. Jednak, dzisiejszym zwycięzcą jest Autor! Brawo, twoje ciasteczka były pyszne!
Autor: Hyhy, nie ma za co, mahaha.
Autor: Sorki Ramzes. Myślę, że to podłożenie mu mojej przyprawy, nieco mu ją zaszkodziło. Miałem pokrzyżować też plany Patrykowi, ale ten sam... to zrobił. I kto teraz powie, że nie jestem wcieleniem zła, co?! AUTODESTRUCTION wkracza do gry! Strzeżcie się! Ramzes: Moja zupa była dobra! Zawsze dobrze ją robiłem. Oj, wyczuwam sabotaż Artura! Koziołek Diabołek: Dobrze więc, Autor zdobyła nietykalność. Spotkajmy się o godzinie dwudziestej w sali ceremonii. Bye bye.
**
Siedemnasta. Ramzes: Artur, gdzie idziesz?
Artur: Nie twoja sprawa! Odczep się ode mnie!
Ramzes ciągle za nim chodził. Ramzes: Po co idziesz do lasu? Czego tam szukasz? Szczęścia?!
Artur: Nie wtrącaj się w to co robię! Idź do domku, prześpij się!
Ramzes złapał go za ramię. Ramzes: Dobrze wiem, że oszukiwałeś podczas drugiej konkurencji.
Artur: Co?! Nie oszukiwałem.
Ramzes: Podłożyłeś mi złą przyprawę!
Artur: Pff, nic o tym nie wiem.
Ramzes: No jak to...to byłeś naprawdę ty!
Artur: Jak chcesz.
Artur szybko się od niego oddalił. Tymczasem Ramzes pobiegł do domku Patryka. Ramzes: Patryk, Autor musicie mi pomóc!
Patryk: W czym?
Ramzes: Artur poszedł do lasu, boję się, że może zrobić coś złego!
Autor: Niby co?!
Ramzes: No nwm... ale na pewno nie idzie tam bez powodu. Idziecie ze mną go śledzić?
Patryk: Ja tak.
Autor: Autodestruction też pójdzie. Pośmieje się z Artura, hahaha.
Ramzes: Weście coś ze sobą. W lesie może czyhać niebezpieczeństwo.
**
Artur przedział się przez kolejne warstwy lasu. W rękach niósł małą siekierkę. Kroku dotrzymywali mu pozostała trójka, uważając by ich nie zauważył. Po jakimś czasie Artur wreszcie dotarł na miejsce. Patryk: O, patrzcie jagódki!
Ramzes: Ciii, Patryk! Chyba dotarliśmy na miejsce... wydaje mi się, że kiedyś już tu byłem.
Autor: Autodestructorowi też się tak wydaje.
Patryk: A mi nie. Idę na jagódki, zaraz wracam.
Artur: Dotarłem, mistrzu. Jestem.
Bahumat: Spóźniłeś się.
Ramzes: O matku... to on!
Artur: To nic. Uwolnię cię, tylko to się liczy.
Ramzes: O nie...
Autor: Będzie jadka!
Bahumat: Moje więzły są tu, pod drzewem.
Artur: Tak jest, mistrzu.
Ramzes: Na Allaha, jak on mógł?!
Autor: Hyhyhy.
Ramzes: Pewnie jest pod jego zaklęciem! Ratujmy go!
Ramzes wyskoczył z kryjówki. Ramzes: Artur, stój!
Artur: O nie! Znowu ty?
Autor: I Autodestruction!
Bahumat: Nie martwi się nimi. Zajmę się obojgiem.
Artur: Jak chcesz.
Ramzes poczuł że coś go złapało za brzuch. W rzeczywistości to wielki węzeł tam mu się owijał. Autor zaczął machać rękami, jednak i na jego zadziałał urok. Ramzes: Artur, nie rób tego! Uwolnisz go, a on zniszczy wyspę, a potem świat! Artur, nieee!
Stracił mowę. Bahumat: Już ci nie będą przeszkadzać... rób co masz robić.
Artur: Tak jest.
Artur potarł do sznurka pełnego węzłów. Artur: A teraz, czas na twoją wolność.
Bahumat: Mhahahah!
Artur rozciął siekierką sznur. Bahumat został uwolniony. Bahumat: Taaak, mhahahah! Nareszcie wolny! Mhahahaha!
Artur: Tak, uwolniłem cię. Pamiętam i o mojej części umowy, Bahumat. A teraz giń.
Bahumat: Że co, śmiertelniku?
Artur: Giń.
Bahumat poczuł coś dziwnego. Zaczął drżeć. Bahumat: Co ty zrobiłeś?!
Artur: Rozciąłem sznurek, nie więzły. Ale uwolniłem cię, tera czeka cie życie na górze. Umowa spełniona.
Bahumat: Nie, nie, nie! To nie tak miało być! Nieeeeeeee!
Artur: Serio myślałem, że wszystko będzie po twojej myśli. Przysięga wieczysta, to przysięga wieczysta.
Bahumata: NIGDY NIE SPEŁNIĘ TWOICH ROZKAZÓW.
Ulewa. Zerwała się ulewa. Bahumat przepadł. Zaklęcie przestało działać na Ramzesa i Autora. Ramzes: WooW, Artur to było niesamowite! A ja w ciebie zwątpiłem!
Artur: Cóż...
Ramzes: Prawdziwy z ciebie bohater!
Autor: Grrrr.
Autor: Niech się tak nie sławi ten Artur! Patryk: Jestem już. Coś ciekawego się tu działo?
Całą buzię miał w niebieskim kolorze. Ramzes: Nie, chyba nic... Hah.
**
Eris: Witajcie. Czas zacząć kolejną ceremonię. Standardowo, na początku pojawi się na ekranie pytania. Odpowiecie na nie, oczywiście kłamczuch zna wszystkie odpowiedzi. Gotowi?
Autor: Tak wgl Eris, chcesz ciasteczko?
Po głosowaniu... Eris: Największą liczbę punktów dziś zdobył Autor. Gratuluję, a tymczasem wasze głosy zostały już podliczone. Wytypowaliście dwóch podejrzanych. Patryka i Artura.
Artur: Co?!
Patryk: Eee...
Eris: A z wyspą pożegna się dzisiaj... Artur!
Artur: COOOO?!
Eris: Tak to. Katapulta czeka, Artur.
Artur: AAAAAAAAAAAAA! KTOŚ MUSIAŁ PODROBIĆ GŁOSOWANIE!!!
Autor: Hihihihi. Eris: Sorki, pogódź się z tym. Ty przegrywasz, a ich czeka półfinał.
Artur: OCH, ŚWIETNIE! SPODZIEWAJ SIĘ WIZYTY MOICH PRAWNIKÓW!!!
Artur: PiiiiiiiiP <cenzura>Eris: Taaa, ale się boję... Czeka cię napraaaawdę długa droga.
Na molo... Artur: Spotkamy się w sądzie! Obiecuję, że nie wypłacisz się do końca życia!!!
Eris: Cóż... Patryk, Autor, Ramzes zostaliście we trójkę. Czeka na was półfinał. Niedługo okaże się, kogo spotka przywilej wystąpienia w finale!
Oni: Juhuuu!
Eris: Koziołku, wystrzel proszę Artura.
Tak też zrobił. Z oddali było słychać krzyki byłego obozowicza. Artur: POZNASZ SMAK PORAŻKI, OSKUBIĘ CIĘ, ZOBACZYSZ WYLECISZ Z PRACY, OBSMARUJĘ CIĘ NA MOIM BLOGUUUUUUUUU!!!
----------------------------
Zgadniecie, z jakiego to odcinka?

By Nika.